TA STRONA UŻYWA COOKIE.
Dowiedz się więcej o celu ich używania. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na korzystanie z cookie, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki.
statystyki
chignahuapan

Aktualności

img

01.08.2006

Mój punkt widzenia

Sobotnia porażka piłkarzy Prokomu Arki Gdynia z Kolporterem Koroną Kielce 0:3 wywołała lawinę nieprzychylnych żółto-niebieskim komentarzy. Wpadka w ligowej premierze była oczywista i bolesna. Na szczęście był to dopiero pierwszy mecz, a przed Wojciechem Stawowym i jego zawodnikami jest 29 szans na rehabilitację w sezonie 2006-2007.
Zarówno trener, jak i zawodnicy, bili się po tym spotkaniu w piersi, przepraszali kibiców, zapowiadając jednocześnie znacznie lepsze występy już od piątkowego – jakże trudnego przecież - meczu z wicemistrzami Polski, Wisłą Kraków.
Co się więc takiego stało w sobotę w Gdyni, że Arka praktycznie była tylko tłem dla szybko biegających i agresywnie grających piłkarzy z Kielc? Przedstawię mój punkt widzenia.
Przygotowania do nowego sezonu gdynianie mieli, zresztą z własnej winy, zakłócone. Konieczność gry w barażach spowodowała, że ten cykl przygotowawczy został rozbity. Najpierw było zgrupowanie w Zakopanem, później wspomniane baraże, urlopy i wreszcie kolejne zgrupowanie w czeskim Nymburku. Efekt był taki, jak sądzę, że gdynianie do pierwszego meczu w sezonie przystąpili bez właściwego fizycznego i psychicznego wypoczynku, a jednocześnie – przynajmniej na tle zawodników Kolportera – biegali wolniej i byli mniej agresywni.
Jeżeli chodzi o ocenę poszczególnych piłkarzy i formacji, to nie może ona być po sobotnim meczu pozytywna. Jedynie bramkarz, Norbert Witkowski, może powiedzieć, że był pożyteczny dla drużyny, bo przynajmniej obronił w dwóch sytuacjach sam na sam. Pierwszy zawód spotkał mnie w linii obrony. Tomasz Sokołowski nie przypominał tego piłkarza, który wyróżniał się w Amice Wronki i Legii Warszawa. Wyraźnie zaszkodził mu roczny rozbrat z profesjonalnym futbolem, kiedy występował w rezerwach Legii. Obaj stoperzy, Piotr Jawny i Krzysztof Sobieraj, nie tworzyli monolitu. Źle współpracowali ze sobą na boisku i w efekcie dawali się ogrywać. Jedynie Grzegorz Jakosz na lewej obronie zaliczył występ bez większych wpadek. Jednak jako cała formacja obrona Arki nie stanowiła zapory nie do przejścia. Zresztą trzech goli na własnym stadionie gdynianie nie stracili od lat. Z obrońców na ławce rezerwowych zasiedli Łukasz Kowalski i Ireneusz Kościelniak. Sądzę, że nie zagraliby gorzej, a może nawet lepiej od tych, których trener Stawowy desygnował do gry.
Pomoc i atak Arki należy oceniać łącznie. Gdyński szkoleniowiec mówi, że jego zespół gra ofensywnie, z trzema pomocnikami i trzema napastnikami. Na boisku jednak – w dużych fragmentach meczu – wyglądało to na ustawienie z pięcioma pomocnikami i jednym napastnikiem. Właśnie w środkowej linii wystąpiło najwięcej błędów, najwięcej strat piłki. Kreowany na lidera Bartosz Ława, był widoczny może przez 30 minut, a później na jego grę lepiej spuścić zasłonę milczenia. Radosław Wróblewski wyróżnił się faulem, po którym z rzutu wolnego rywale zdobyli trzeciego gola. Damian Nawrocik był kompletnie bezproduktywny, podobnie jak trochę bardziej walczący i więcej biegający Olgierd Moskalewicz. Debiutujący przed gdyńską publicznością Janusz Dziedzic nie bardzo wiedział, gdzie ma się ustawić, żeby koledzy zechcieli podać mu piłkę. Zresztą, gra wszerz zamiast do przodu była głównym grzechem Arki. Wprowadzeni po przerwie na boisko Krzysztof Przytuła i Grzegorz Niciński, też nie odmienili obrazu gry gospodarzy. O tym, że ten pierwszy umie grać w piłkę, można się przekonać czytając sprawozdania z jego występów w Cracovii. W sobotę był na boisku wyraźnie zagubiony, co musi dziwić, bo to przecież piłkarz doświadczony i raczej trudno sobie wyobrazić, że debiutancka trema spętała mu nogi.
Gdzie więc jest światełko w tunelu przed piątkowym meczem z Wisłą? Przede wszystkim w stwierdzeniu, że gorzej, w ekstraklasie, grać już nie można. W tym, że sobotni debiutanci zagrają już w piątek jak starzy wyjadacze, że wszyscy piłkarze Arki będą biegać i walczyć – czego głośno domagali się w meczu z Kolporterem kibice. W tym wreszcie, że nowa jakość zapowiadana przez trenera Stawowego, nie pozostanie tylko deklaracjami na użytek prasy, a przeobrazi się w realne poczynania piłkarzy Arki na boisku.

Janusz Woźniak







Poprzedni Następny

 

 

 

 

 

 

SPONSORZY MŁODEJ ARKI

 

 

     

 

 

 

 

 

 

PARTNERZY MEDIALNI

 

 

Arka Gdynia Copyright Arka Gdynia