Sędzia: Mateusz Piszczelok (Katowice); VAR: Paweł Malec (Łódź)

Widzów: 11 489

W czwartym meczu w tym sezonie roli gospodarza Arka podejmowała przy Olimpijskiej Koronę Kielce. Poprzeczka dla żółto-niebieskich znów powędrowała wysoko, bo ich rywal nie przegrał od sześciu spotkań. W podobnej sytuacji jednak dwa tygodnie temu przyjechała do Gdyni Wisła Płock i wyjechała z niczym, więc nie oznaczało to, że przed zespołem trenera Szwargi stało niewykonalne zadanie.

Wyniki żółto-czerwonych nie są przypadkowe. Pod okiem trenera Jacka Zielińskiego znakomitą formę osiągnęli m.in. Dawid Błanik, Tamar Svetlin i Antonin, na których nasza defensywa musiała być najbardziej wyczulona. Kielczanie potrafią bardzo szybko przejść od swojego pola karnego pod bramkę przeciwnika, korzystając z błyskotliwych skrzydłowych, a przy tym wymieniając się precyzyjnymi podaniami, więc ani przez moment nasza czujność nie mogła przejść w stan uśpienia.

Szkoleniowiec Arki dokonał tylko jednej, wymuszonej zmiany w wyjściowym składzie w porównanie do tego, który rozpoczynał przed tygodniem zawody w Łodzi. Zamiast wykartkowanego Juliena Celestine’a od pierwszej minuty oglądaliśmy Dominicka Zatora.

Arka zaczęła to spotkanie nieźle, bo od celnego strzału Espiau z ok. 18 metrów. Niestety piłka poleciała w okolice, gdzie ustawiony był Xavier Dziekoński i mieliśmy skuteczną interwencję bramkarza Korony. Dwie minuty później w dobrej sytuacji z prawej strony pola karnego gości znalazł się Oliveira, ale zabrakło mu dokładności przy zagraniu na dalszy słupek, gdzie czekał na piłkę Espiau.

Na kolejny strzał czekaliśmy do 19 minuty, gdy Kerk zdecydował się na bezpośrednie rozwiązanie z rzutu wolnego z odległości 35 metrów. Dziekoński znów nie miał problemów ze złapaniem piłki. Dwie minuty później to przyjezdni mogli wyjść na prowadzenie, gdyby nie ofiarny wślizg Hermoso, którym Hiszpan zablokował strzał Matuszewskiego z 12 metrów.

Korona, która dłużej utrzymywała się przy piłce, rzadko  kreowała coś pod bramką Węglarza. W 28 minucie Błanik posłał z rzutu wolnego piłkę za plecy obrońców i niewiele zabrakło, a Antonin sięgnąłby futbolówki i wtedy mógł być duży problem. Chwilę później to Espiau wyskoczył zza pleców obrońców Korony w polu karnym i kilku centymetrów zabrakło Hiszpanowi, aby tracić ją przed Dziekońskim.

W 41 minucie Oliveira urwał się rywalowi na prawej stronie boiska i wpadł z piłką wpole karne, po czym od razu szukał podaniem Espiau, którego jednak dokładnie przypilnował obrońca i uniemożliwił strzał z 7 metrów. Dwie minuty później Kocyła skorzystał z odrobiny wolnej przestrzeni na 20 metrze przed bramką i pokusił się o uderzenie, ale piłka przeleciała ponad metr nad poprzeczką.

W ostatniej minucie gry w pierwszej połowie 20 metrów na wprost bramki sfaulowany został Hermoso. Z rzutu wolnego uderzył Navarro, jednak piłkę na rzut rożny odbił jeden z zawodników ustawionych w murze.

Drugą połowę lepiej rozpoczęli kielczanie. W 53 minucie ich przewaga mogła zamienić się w bramkę, bo strzał Svietlina tuż sprzed pola karnego wylądował na poprzeczce. Trzy minuty później aż trzech kolejnych Arkowców minął Antonin, ale po wejściu w pole karne nie zdołał dokładnym podaniem obsłużyć żadnego z partnerów.

W 67 minucie indywidualna akcja Jakubczyka została przerwana faulem i w efekcie mieliśmy rzut wolny z odległości ok. 27 metrów od bramki Dziekońskiego. Znów bezpośredni strzał oddał Navarro, a tym razem piłka minęła prawy słupek o ok. pół metra.

Im bliżej końca, tym więcej było przerw w grze, ta robiła się coraz bardziej szarpana, więc jakichkolwiek sytuacji pod bramkami było coraz mniej. Nie pomagały także za bardzo zmiany obu szkoleniowców. Dopiero w doliczonym czasie gry Arkowcy przeprowadzili składną akcję, w której Predenkiewicz dokładnie zacentrował na głowę Abramowicza, ale Dziekoński pilnował miejsca, w które został oddany strzał. W ostatniej próbie na zdziałanie czegokolwiek pod bramką kielczan, Abramowicz wrzucił piłkę z autu pole karne, gdzie powstało małe zamieszanie, ale ostatecznie piłka wylądowało w rękawicach bramkarza Korony.

Jeden punkt przed własną publicznością z pewnością nie satysfakcjonuje ani kibiców, ani zawodników i trenerów Arki. Na pocieszenie pozostało miano wciąż niepokonanej drużyny przed własną publicznością i wiara w rozwój piłkarzy, którzy jako ostatni dołączyli do żółto-niebieskich i że wkrótce Arka będzie bardziej efektywna pod bramką rywala.   

Arkadiusz Skubek