TA STRONA UŻYWA COOKIE.
Dowiedz się więcej o celu ich używania. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na korzystanie z cookie, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki.
statystyki
chignahuapan

Aktualności

img

27.03.2014

Radosław Pruchnik: Limit pecha już chyba wyczerpaliśmy.

- Wiele rzeczy można wytrenować i poprawić na treningu, ale nie charakter. My jako drużyna już dojrzeliśmy do gry o wysokie stawki, gramy ze sobą w tym samym składzie przez dłuższy czas - owszem, są kosmetyczne zmiany, jednak trzon został zachowany. Wspomniany charakter kształtuje nasz zespół. I wierzę, że ten czynnik zdeterminuje upragniony cel, czyli awans - mówi Radosław Pruchnik, pomocnik Arki Gdynia.



Piotr Wiśniewski: Nie było łatwo, ale półfinał Arki stał się faktem. Jak smakuje zwycięstwo w dramatycznych okolicznościach?

Radosław Pruchnik: - Bardzo się cieszymy z tego sukcesu, o awans walczyliśmy 120 minut. Tym większa satysfakcja, że jesteśmy w półfinale. Ale w cieniu tego zwycięstwa jest groźna kontuzja Marcusa [Brazylijczyk na początku meczu upadł na murawę i nie był już w stanie kontynuować gry. Pierwsze rokowania są fatalne. Niestety, nie wygląda to za dobrze. Szkoda, bo wspólna radość byłaby jeszcze większa. Wszyscy trzymamy za niego kciuki i liczymy, że jeszcze w tej rundzie nam pomoże.

 

 

A sam mecz musiał kosztować was dużo zdrowia i emocji? I pomyśleć, że gdyby Piotr Tomasik wykorzystał piłkę meczową w drugiej połowie, nie musielibyście grać dodatkowych 30 minut.

- Najważniejsze, że po tej dużej dramaturgii udało nam się przejść Miedź. Akurat Piotrek zrehabilitował się w dogrywce, więc nikt nie zamierza na nim wieszać psów. Takie sytuacje zdarzają się. Niby łatwiejszej okazji, gdy był sam na sam nie wykorzystał, ale za to potem przeskoczył Krzysztofa Wołczka po bardzo dobrym zagraniu Adriana [Budki - red.] i zdobył bramkę głową. Trzeba też pamiętać, że strzeliliśmy bramkę na 2:1 bardzo dobrze przygotowanej drużynie. Wytrzymaliśmy wysokie tempo meczu i jedziemy dalej. Teraz tylko trzeba lizać rany i szykować się na sobotnie spotkanie z Sandecją [godz. 17.30 - red.]. Wierzymy, że nadal będziemy kontynuować zwycięską passę.

To był kolejny mecz, w którym Arka pokazała charakter. Tak zresztą wyglądają wasze mecze wiosną. Wygrywacie w końcówkach, wytrzymujecie trudy dogrywki, gracie konsekwentnie. Nawet w obliczu problemów kadrowych dajecie radę w myśl zasady co nas nie zabije, to nas wzmocni?

- Wiele rzeczy można wytrenować i poprawić na treningu, ale nie charakter. My jako drużyna już dojrzeliśmy do gry o wysokie stawki, gramy ze sobą w tym samym składzie przez dłuższy czas - owszem, są kosmetyczne zmiany, jednak trzon został zachowany. Wspomniany charakter kształtuje nasz zespół. I wierzę, że ten czynnik zdeterminuje upragniony cel, czyli awans. Małymi kroczkami będziemy piąć się w górę tabeli.

Plaga kontuzji to główny problem trenera Pawła Sikory. Urazy kilku piłkarzy jeszcze bardziej konsolidują drużynę?

- Na początku rundy wiosennej mieliśmy tremę, która wynikała z niewiadomej po długiej przerwie zimowej. W dodatku nie mogliśmy sobie pozwolić na stratę punktów. Jeśli chodzi o wrażenia artystyczne, to nasza gra wygląda coraz lepiej. Na tym etapie zrobiliśmy dobry wynik. Część kontuzjowanych chłopaków coraz lepiej się czuje i mam nadzieję, że już wkrótce wejdą z powrotem do drużyny. I zyskamy tę wartość dodaną. Nie ma u nas piłkarzy mniej ważnych. Każdy jest potrzebny do realizacji celu. Chyba limit pecha został już wyczerpany.

Mimo wąskiej kadry w ostatnich tygodniach zmiennicy nie wchodzą na boisko dla samego wejścia. Ty jesteś tego dokładnym przykładem. Wiosnę rozpocząłeś na ławce rezerwowych. Ostatnio grasz od początku i nie odbiegasz formą od konkurentów.

- Mówi się, że zespół jest tak mocny jak jego najsłabsze ogniwo. Nie mówię, że tym najsłabszym ogniwem byłem akurat ja. Po prostu bardzo ważna jest jakość ławki rezerwowych. U nas jest tak, że zawodnicy wchodzący z ławki nie są słabsi od tych grających od początku. Rywalizacja powoduje, że każdy z nas rozwija się. Cieszę się, że mi jako zmiennikowi udało się dać dobrą zmianę. Liczę, że na dłużej zagoszczę w składzie. Mam nadzieję, że będę grał na równym, dobrym poziomie.

Który wytwór wyobraźni jest bardziej realny - finał Pucharu Polski na Stadionie Narodowym czy Arka w ekstraklasie?

- Trudne pytanie. Dziś myślimy o Sandecji, a wybiegając bardziej w przyszłość, widzimy oczyma wyobraźni awans. Dzień, dwa dni przed rywalizacją w półfinale z pewnością pojawi się myśl, że fajnie byłoby zagrać w finale na Stadionie Narodowym. Ale w tej chwili priorytetem jest liga. Co nie zmienia faktu, że są dwa cele, o realizacji których marzymy. Nie każdy ma taką szansę. A my możemy zrobić naprawdę coś fajnego.

Najlepiej to wygrać w sobotę, morale drużyny wzrosną jeszcze bardziej.

- Dobrym startem rozbudziliśmy apetyty nasze i kibiców. Chcemy dalej wygrywać i być chwaleni. Ale cały czas musimy twardo stąpać po ziemi, bo mecz z Sandecją wcale nie będzie łatwy. Musimy być realistami i z szacunkiem podejść do przeciwnika. Jeżeli znów dużą rolę odegra czynnik koncentracji, to o pozytywny wynik powinniśmy być spokojni.

 

 Obserwuj autora na Twitterze - @PiWisniewski








Poprzedni Następny

 

 

 

 

 

 

SPONSORZY MŁODEJ ARKI

 

 

     

 

 

 

 

 

 

PARTNERZY MEDIALNI

 

 

Arka Gdynia Copyright Arka Gdynia