TA STRONA UŻYWA COOKIE.
Dowiedz się więcej o celu ich używania. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na korzystanie z cookie, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki.

chignahuapan
Arka-Facebook Arka-Instagram Arka-Twitter Arka-YouTube Arka-TikTok Arka LinkedIn NO10 Nocny Bieg Świętojański Stowarzyszenie Inicjatywa Arka Betclic


Aktualności > Wywiady

05.10.2007

Wywiad z Tomaszem Mazurkiewiczem z czwartego numeru "Żółto-Niebiescy"

Sopot nigdy nie był kojarzony z piłką nożną. Mało kto wie, że istnieje tam Klub Piłkarski Sopot, którego wychowankiem jest Tomasz Mazurkiewicz. Swego czasu jeden z najbardziej obiecujących rozgrywających w Polsce, który już pukał do kadry i miał w kieszeni kontrakt z Anderlechtem jest zarazem jednym z większych pechowców. Poniżej rozmawiamy z Tomkiem o jego doświadczeniach, spostrzeżeniach i planach na przyszłość.

Kiedy rok temu przychodziłeś do Arki otrzymałeś status amatora i wszystko przeszło bez echa. Dziś mało kto wyobraża sobie linię pomocy bez Tomasza Mazurkiewicza.

To dość długa historia. Rozwiązałem kontrakt w Danii, czego głównym powodem były moje kontuzje. Klub miał do mnie pretensje, że leczę się, nie gram a pobieram pieniądze. Ja też już miałem dosyć tamtego miejsca i tęskniłem za Polską. Postanowiłem wrócić do rodzinnego Sopotu i dać sobie jakieś dwa miesiące na dojście do zdrowia. Potem spytałem trenera Stawowego czy mogę potrenować sobie z drużyną żeby podtrzymać formę. Nie ukrywam, że chciałem wyjechać gdzieś dalej za granicę, bo pojawiały się takie propozycje. Trener zgodził się abym ćwiczył z drużyną i ku mojemu zaskoczeniu po trzech dniach zaproponował mi pozostanie w Arce. Wszystko zależało od rozmów z kierownictwem. Arka miała określony budżet, dlatego nie mogłem otrzymać pieniędzy, które chciałem. Wtedy stwierdziłem, że warto zainwestować w siebie i postanowiłem przez pół roku grać jako amator. W tym czasie spokojnie dochodziłem do zdrowia, a po jakimś czasie trener zaczął wpuszczać mnie na końcówki spotkań. Zawodowy kontrakt podpisałem kilka dni wcześniej przed wyznaczonym terminem rozmów.

Z reguły jest tak, że każdy wybijający się chłopak z Pomorza trafia do Arki lub Lechii. Twój przypadek był zupełnie inny.

- Swego czasu byłem na kilku konsultacjach kadry młodzieżowej i tam wypatrzył mnie skaut Legii Warszawa, pan Janusz Olędzki. Obejrzał mnie w kilku spotkaniach w Sopocie i zaproponował wyjazd na obóz z rezerwami, których trenerem był Dariusz Kubicki. Dla młodego chłopaka z Sopotu było to coś niesamowitego. Uśmiech nie schodził mi z twarzy. Na obozie trener szybko powiedział mi, że nadaję się od razu do pierwszej drużyny. No i rzeczywiście podpisałem kontrakt na sześć czy siedem lat, mimo, że nie można było tak długich umów podpisywać (śmiech). U trenera Franciszka Smudy trochę pograłem, ale kiedy przyszedł Drogomir Okuka i sprowadził swoich zawodników to grałem coraz mniej. Po naradzie z trenerem reprezentacji Edwardem Kleindinstem postanowiłem odejść na wypożyczenie. Prezes Legii miał już dla mnie kilka ofert z krajowych klubów, ale wtedy zadzwonił do mnie jeden z trenerów Arhus i zaproponował mi przyjazd na testy. Spodobałem się i zostałem już tam.

Przeżyłeś szok?

Przez pierwsze dni przecierałem oczy ze zdumienia. Poleciałem do Kopenhagi na mecz z tamtejszym FC. Stadion na 60 tysięcy miejsc, pełno ludzi, dosłownie szok. Następnie dotarłem już do bazy treningowej Arhus. Z początku nowi koledzy z drużyny ostrzegali mnie, że mają jedną z gorszych baz w Danii więc żebym się nie zdziwił. To co zobaczyłem to był szok – siedem idealnych boisk, żadnych problemów ze sprzętem, wszystko jak z innej planety. Stadion był położony w innej części miasta, ale mieścił 22 tysiące widzów i był naprawdę ładny.

Jak oceniasz swój pobyt w Danii?

Początek miałem wymarzony. Strzeliłem piękną bramkę, asystowałem dużo. Po każdej kolejce trafiałem do jedenastki tygodnia. Grałem naprawdę dobrze. Tak wyglądał mój pierwszy sezon w Arhus. Dużo grałem w kadrze Kleindista, przede wszystkim na turniejach w Tulonie, gdzie Eurosport wybierał mnie najlepszym zawodnikiem. Zgłosił się po mnie Anderlecht, który już mnie obserwował wcześniej. Kiedy wszystko już dogadaliśmy, dopadł mnie ogromny pech. Na jednym z treningów zerwałem więzadła poboczne i sprawa upadła, bańka mydlana pękła. Co prawda Anderlecht obiecał, że wrócimy do rozmów jak wyzdrowieje, ale oni sobie ściągnęli kogoś innego. Ja z kolei wróciłem za szybko na boisko i doznałem kolejnej kontuzji. Tak więc zostałem wypożyczony na rok do Sonderjyske, ale to nie była droga, którą chciałem iść.

Niewielu kibiców wie, ale masz na swoim koncie jeden występ w reprezentacji Polski. Dlaczego twoja przygoda z kadrą nie potrwała dłużej?

To było w meczu Polska – Macedonia rozegranym w Chorwacji. Kiedy selekcjonerem był Zbigniew Boniek to w prasie głośno mówił o tym, że chce odmładzać kadrę a ja jestem jednym z zawodników, których będzie chciał powoływać. Ale reprezentacja młodzieżowa walczyła o awans do mistrzostw więc trzeba była tam zebrać jak najlepszą ekipę. No, ale po tym meczu z Macedonią rozpoczęły się moje problemy w Danii. Trener zaatakował mnie publicznie w prasie, wytykając mi, że z moim doświadczeniem gram tak słabo w sparingach. Dziwiło mnie to bardzo, bo wtedy chorowałem i miałem wysoką temperaturę a zagrałem tylko i wyłącznie na jego prośbę. Strasznie się wtedy zagrzałem i wdałem się z nim w polemikę prasową. W efekcie tego mogłem już sobie szukać nowego klubu.

Myślisz jeszcze czasem o reprezentacji Polski?

- Na razie skupiam się na jak najlepszej grze w Arce. Chcę aby wszyscy byli zadowoleni z mojej postawie. Jeżeli przyjdzie kiedyś powołanie to będę się bardzo cieszył, ale nie jest to cel nadrzędny. Celem jest powrót z Arką do pierwszej ligi i nawet gryźć trawę żeby tego dokonać.

W Arce odbudowałeś się i osiągnąłeś wysoką formę. Po spadku do II ligi nie korciło cię żeby znów wyjechać?

Zostałem w Gdyni dlatego, że jest super zespół. Uważam, że żadna drużyna w Polsce nie ma takiej atmosfery. Rozmawiam często z kumplami z innych drużyn więc mam pojęcie na ten temat. Mamy najlepszego trenera w Polsce i sztab szkoleniowy. Czuję się tutaj fantastycznie i z uśmiechem przychodzę na trening. Trener jest dla nas trenerem, przyjacielem i psychologiem. Nie odszedłem, bo dałem słowo, że zostaję w zespole nawet po degradacji. Podpisałem kontrakt na trzy lata, ale zanim to zrobiłem rozmawialiśmy ze wszystkimi chłopakami i podjęliśmy decyzję o tym, że teraz walczymy o awans a później gramy o jak najwyższe miejsce w Ekstraklasie, a później…

… walczycie o Mistrzostwo Polski?

Tak, uważam, że nasz plan jest realny. W zeszłym sezonie zajęliśmy 11 miejsce, które zupełnie nie oddawało naszych umiejętności. Teraz zgrywamy się jeszcze lepiej i będziemy naprawdę mocni!

Zawsze grałeś jako ofensywny pomocnik, ale w drużynie Wojciecha Stawowego pełnisz defensywnego, takiego faceta od czarnej roboty, który zawsze pozostaje w cieniu.

Każdy zawodnik w drużynie wypełnia zadania, które przydzieli mu trener. Ja akurat otrzymałem przede wszystkim defensywne i jest mi z tym dobrze. Rzeczywiście zostałem facetem od czarnej roboty, ale defensywni pomocnicy właśnie po to są. Ja się naprawdę czuję dobrze w takiej roli.

Już niedługo czekają nas pierwsze od dziesięciu lat derby Trójmiasta. Co ten mecz oznacza dla rodowitego sopocianina?

Ja zawsze traktowałem Trójmiasto jako jeden organizm. Klubowe niesnaski były mi zupełnie obce. Dopiero po przyjściu do Arki zobaczyłem ile to wszystko znaczy dla niektórych ludzi. Pewne jest to, że gram dla Arki całym sercem. Mecz z Lechią będzie wielką bitwą i żaden z nas nie odstawi nogi. Rozmawiał: Krzysztof Paciorek



{--main-gallery--}

 

 

 

 

 

 

SPONSORZY MŁODEJ ARKI

 

 

     

 

 

 

 

 

 

PARTNERZY MEDIALNI