Aktualności > Wywiady
16.05.2007
Wojciech Stawowy z Arką do 2010 roku
Trzeba było aż trzech spotkań Ryszarda Krauze z Wojciechem Stawowym, aby ten ostatni postanowił - zostaję w Arce. Decydująca rozmowa obu panów odbyła się w miniony poniedziałek późnym wieczorem. Trener piłkarzy Arki zgodził się nie tylko wypełnić obowiązujący go do 2008 roku kontrakt, ale też przedłużył swoją umowę na pracę w Gdyni do 2010 roku.
Trener Stawowy był ostatnio najbardziej rozchwytywanym szkoleniowcem w Polsce. Zanim jeszcze ogłosił publicznie chęć rozstania się z Arką, był przymierzany do Legii Warszawa, w ostatnich dwóch tygodniach oferty złożyli prezesi Wisły Kraków i Kolportera Korony Kielce, gotowość do rozmów zgłosił Lech Poznań. Poza GKS Bełchatów i Zagłębiem Lubin to wszystkie czołowe polskie drużyny, które chcą w przyszłym sezonie walczyć o mistrzostwo kraju i europejskie puchary.
Panie trenerze jakby na to nie patrzeć był pan w komfortowej sytuacji, mogąc przebierać w ofertach czołowych polskich klubów.
Byłem raczej w trudnej sytuacji i to z kilku powodów. Nie chcę potwierdzać ani zaprzeczać, że rzeczywiście mogłem podjąć pracę w którymś z czołowych polskich klubów. Jako trener chcę pracować w ekstraklasie, walczyć o czołowe lokaty i chyba nie ma w tym nic dziwnego, to zdrowe zawodowe ambicje. Jednocześnie jestem człowiekiem honoru, który zobowiązał się też do wykonania pewnych zadań w Gdyni. Oczywiście nie mogłem wówczas przewidzieć, że wokół Arki będzie tyle zawirowań, że klub zostanie karnie zdegradowany. Dlatego nie ukrywałem, że potrzebna mi była do podjęcia ostatecznych decyzji szczera rozmowa z panem Krauze i jasne określenie warunków na jakich funkcjonować ma drużyna w drugiej lidze i jakie będą jej cele w bliskiej i dalszej przyszłości. Pan Krauze przekonał mnie, że będę miał w Gdyni możliwości finansowe i organizacyjne, które pozwolą wrócić zespołowi do ekstraklasy i w kolejnych sezonach powalczyć o coś więcej.
Byłem raczej w trudnej sytuacji i to z kilku powodów. Nie chcę potwierdzać ani zaprzeczać, że rzeczywiście mogłem podjąć pracę w którymś z czołowych polskich klubów. Jako trener chcę pracować w ekstraklasie, walczyć o czołowe lokaty i chyba nie ma w tym nic dziwnego, to zdrowe zawodowe ambicje. Jednocześnie jestem człowiekiem honoru, który zobowiązał się też do wykonania pewnych zadań w Gdyni. Oczywiście nie mogłem wówczas przewidzieć, że wokół Arki będzie tyle zawirowań, że klub zostanie karnie zdegradowany. Dlatego nie ukrywałem, że potrzebna mi była do podjęcia ostatecznych decyzji szczera rozmowa z panem Krauze i jasne określenie warunków na jakich funkcjonować ma drużyna w drugiej lidze i jakie będą jej cele w bliskiej i dalszej przyszłości. Pan Krauze przekonał mnie, że będę miał w Gdyni możliwości finansowe i organizacyjne, które pozwolą wrócić zespołowi do ekstraklasy i w kolejnych sezonach powalczyć o coś więcej.
Zapewne pan sam otrzymał sporą podwyżkę płac w Gdyni.
Mogę zapewnić, że nie chodziło o moją pensję, chociaż pewnie wiele osób tak właśnie może sądzić. Nie będę podawał szczegółów, ale rzeczywiście mogę dużo zyskać finansowo, jeżeli po roku wrócimy do ekstraklasy. Mnie natomiast chodziło o pieniądze i warunki finansowe potrzebne na funkcjonowanie drużyny w obecnym kształcie, bo to podstawowy warunek skutecznej walki o powrót do krajowej elity. Po prostu chcę, aby pozostali w Arce wszyscy jej dotychczasowi piłkarze, bo to oni właśnie mieli duży wpływ na to, że i ja pozostaje w Gdyni. Postawa zawodników, przebieg naszej wspólnej długiej rozmowy o przyszłości - kiedy poinformowałem o możliwości złożenia rezygnacji z pracy w Arce - natchnął mnie optymizmem i wiarą w to, że z tą grupa piłkarzy jestem w stanie osiągnąć sukces.
Mogę zapewnić, że nie chodziło o moją pensję, chociaż pewnie wiele osób tak właśnie może sądzić. Nie będę podawał szczegółów, ale rzeczywiście mogę dużo zyskać finansowo, jeżeli po roku wrócimy do ekstraklasy. Mnie natomiast chodziło o pieniądze i warunki finansowe potrzebne na funkcjonowanie drużyny w obecnym kształcie, bo to podstawowy warunek skutecznej walki o powrót do krajowej elity. Po prostu chcę, aby pozostali w Arce wszyscy jej dotychczasowi piłkarze, bo to oni właśnie mieli duży wpływ na to, że i ja pozostaje w Gdyni. Postawa zawodników, przebieg naszej wspólnej długiej rozmowy o przyszłości - kiedy poinformowałem o możliwości złożenia rezygnacji z pracy w Arce - natchnął mnie optymizmem i wiarą w to, że z tą grupa piłkarzy jestem w stanie osiągnąć sukces.
Nie myśli pan o wzmocnieni zespołu w najbliższym czasie?
Nie chcę nikogo się pozbywać, a jednocześnie mam zgodę pana Krauze na przeprowadzenie 2-3 transferów, które znacząco wzmocnią zespół. Chodzi tu o klasowych, ale perspektywicznych jednocześnie piłkarzy, którzy w przyszłości pomogą nam realizować te najbardziej ambitne cele. O konkretach mówić jednak jeszcze stanowczo za wcześnie.
Nie chcę nikogo się pozbywać, a jednocześnie mam zgodę pana Krauze na przeprowadzenie 2-3 transferów, które znacząco wzmocnią zespół. Chodzi tu o klasowych, ale perspektywicznych jednocześnie piłkarzy, którzy w przyszłości pomogą nam realizować te najbardziej ambitne cele. O konkretach mówić jednak jeszcze stanowczo za wcześnie.
Nie obawia się pan po pewnym czasie refleksji, że zostając w Gdyni zrobił pan jednak błąd?
Wszystko może się zdarzyć. Decyzję o pozostaniu podjąłem świadomie. Dobrze czuję się w Gdyni, są tu wspaniali kibice, a Arka zasługuje na szacunek, na poprawienie nadszarpniętego ostatnio wizerunku. Nie można tego zrobić lepiej, niż w czystej sportowej walce wrócić do ekstraklasy, a później walczyć w niej o czołowe miejsca. Dla mnie ważne będzie i to, że w nowym sezonie wspierać mnie będzie na miejscu rodzina, bo żona Edyta, 13-letnia córka Klaudia i 11-letni syn Sebastian zamieszkają ze mną w Gdyni. Jednak odpowiedzieć konkretnie na tak postawione pytanie będę mógł nie szybciej niż po zakończeniu następnego sezonu. Jeżeli awansujemy, to powiem, że decyzja o pozostaniu w Arce była przysłowiowym strzałem w "10". Janusz Woźniak, Dziennik Bałtycki
Wszystko może się zdarzyć. Decyzję o pozostaniu podjąłem świadomie. Dobrze czuję się w Gdyni, są tu wspaniali kibice, a Arka zasługuje na szacunek, na poprawienie nadszarpniętego ostatnio wizerunku. Nie można tego zrobić lepiej, niż w czystej sportowej walce wrócić do ekstraklasy, a później walczyć w niej o czołowe miejsca. Dla mnie ważne będzie i to, że w nowym sezonie wspierać mnie będzie na miejscu rodzina, bo żona Edyta, 13-letnia córka Klaudia i 11-letni syn Sebastian zamieszkają ze mną w Gdyni. Jednak odpowiedzieć konkretnie na tak postawione pytanie będę mógł nie szybciej niż po zakończeniu następnego sezonu. Jeżeli awansujemy, to powiem, że decyzja o pozostaniu w Arce była przysłowiowym strzałem w "10". Janusz Woźniak, Dziennik Bałtycki
{--main-gallery--}