TA STRONA UŻYWA COOKIE.
Dowiedz się więcej o celu ich używania. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na korzystanie z cookie, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki.
statystyki
chignahuapan

Aktualności

img

22.11.2010

Legła Arka w stolicy (Gazeta Wyborcza)

Najwyższa porażka w sezonie, kontuzja Ante Rozicia, kary finansowe oraz zawieszenie Marciano Brumy i Macieja Szmatiuka. Takich problemów Arka nie miała już dawno.

- Remis wezmę w ciemno - rzucił przed wyjazdem do Warszawy trener Arki Dariusz Pasieka. Biorąc pod uwagę suchy wynik, wiedział co mówi, ale szkoleniowiec gdynian nie mógł przypuszczać, w jakich okolicznościach jego piłkarze poniosą najwyższą porażkę w tym sezonie.

Arka w stolicy nie zaprezentowała się źle. Długimi momentami to ona dyktowała warunki chaotycznej Legii, która nie potrafiła wymienić kilku podań. Żółto-niebiescy atakowali rywali już na ich połowie, a pierwszymi obrońcami - tak jak chce tego Pasieka - byli trzej napastnicy: Joseph Mawaye i pomagający mu na skrzydłach duet Mirko Ivanovski - Tadas Labukas. Arka po raz pierwszy w tym sezonie wyszła na boisko z trzema nominalnymi napastnikami, ale nawet na tle wyjątkowo nieudolnych legionistów nie była w stanie z nimi wygrać.

Duża w tym "zasługa" Marcina Budzińskiego, który, mimo że na tle kolegów błyszczał od początku do końca, to nie potrafił poprowadzić ich do zwycięstwa. W przerwie pomocnik Arki sam nie mógł uwierzyć w to, co zrobił w 20. minucie. - Musiałem to strzelić! Nie wiem co się stało - mówił rozczarowany do kamer Canal+.

Dla Arki to był jeden z dwóch kluczowych momentów tego meczu. Drugi nadszedł tuż przed przerwą, kiedy w polu karnym wytrzymałość swoich trykotów sprawdzili Miroslav Radović i Bruma. Wątpliwości obu panów rozwiał japoński arbiter Masaaki Toma, dyktując mocno dyskusyjny rzut karny. Zdziwienie malowało się nie tylko na twarzach piłkarzy Arki, bo zaskoczeni byli także gospodarze. Po meczu na konferencji prasowej trener gospodarzy Maciej Skorża sam nie mógł uwierzyć, że zwycięstwo po tak słabej grze, może być tak wysokie. - Dopisało nam szczęście - podsumował.

Po golu, który mógł nie paść (Ivica Vrdoljak strzelił fatalnie, ale to i tak wystarczyło, by pokonać Norberta Witkowskiego), Arka chciała, ale nie potrafiła wyrównać. Legia nie myśląc o frontalnych atakach, wytrąciła gościom jedyne narzędzie do zdobycia bramki - możliwość wyprowadzania szybkich kontr.

Po przerwie, mimo że padły dwie kolejne bramki, mecz był jeszcze brzydszy. Obie drużyny "podostrzyły" styl gry, przez co na boisku częściej od okazji bramkowych kibice oglądali żółte kartki. Dwie z nich zobaczył Michał Płotka, przez co Arka kończyła mecz w dziesiątkę. Czwartą kartkę w sezonie zobaczyli też Szmatiuk i Bruma, przez co obaj następny mecz ze Śląskiem Wrocław obejrzą z trybun Stadionu Narodowego Rugby. Pasieka będzie miał nie lada ból głowy, bo z powodu kontuzji boisko przedwcześnie opuścił też Rozić. Na ławce rezerwowych trener Arki ma tylko Wojciecha Wilczyńskiego i 17-letniego Krystiana Żołnierewicza, który przy Łazienkowskiej zaliczył udany debiut.

Arka przegrała 0:3, bo dwie kolejne bramki straciła po błędach Witkowskiego. Warto dodać, że po meczu po raz drugi w tym sezonie, Pasieka publicznie skrytykował swojego piłkarza. Dotąd oberwało się tylko Płotce, który w meczu z Widzewem (1:1) został zmieniony jeszcze w trakcie pierwszej połowy. Problem z Witkowskim polega na tym, że Pasieka nie ma go kim zastąpić. Hieronim Zoch na ekstraklasę nie jest jeszcze gotowy, a Andrzej Bledzewski wciąż dochodzi do siebie po kontuzji.

Oceny Arki

Norbert Witkowski. Chcesz liczyć, licz na siebie. Przekonał się o tym bramkarz Arki, który mógł zostać bohaterem, gdyby przy rzucie karnym dopisało mu kilka centymetrów szczęścia. Nie dopisało i potem musiał liczyć już tylko na siebie. Liczył i się przeliczył. Wpuścił dwie kolejne bramki i każda z nich obciąża jego konto.

Marciano Bruma. Co Holender chciał udowodnić w próbie ściągnięcia Radoviciowi spodenek, w mig pojął i rozszyfrował japoński arbiter, pokazując Brumie czwartą żółtą kartkę w sezonie. W jednej akcji Arka straciła gola, osłabiła się w następnym meczu i zgubiła wiarę, że jeszcze będzie w stanie odwrócić losy meczu.

Maciej Szmatiuk. Bez zarzutu. Może czuć się zawiedziony, bo nie dość, że Arka straciła gole w sytuacjach, w których nie mógł pomóc kolegom, to jeszcze będzie pauzować za kartkę, której nie powinien dostać. Rozgoryczenie może być podwójne, bo będzie musiał za nią zapłacić karę do kasy klubu.

Ante Rozić. Boisko opuścił z kontuzją, w niedzielę nie trenował, ale szanse, że zagra ze Śląskiem są duże. Z Legią nie zawiódł, obrona z jego udziałem nie pozwalała Legii nawet na oddanie strzału. Jeśli nie zagra w sobotę, wobec zawieszenia Brumy i Szmatiuka, Arka może mieć potrójne kłopoty.

Emil Noll. Pod koniec pierwszej połowy mógł strzelić gola na 1:1, ale przy strzale głową zabrakło mu precyzji. W pozostałych sytuacjach nie zawiódł. Być może jako jedyny ostał się na placu boju i będzie musiał pokierować zdziesiątkowaną defensywą w meczu ze Śląskiem.

Tadas Labukas. Razem z Ivanovskim miał stwarzać zagrożenie pod bramką Legii po akcjach skrzydłami. Założenie okazało się na wyrost, bo Litwina można było zapamiętać po jednym strzale, z którym Skaba nie miał większych problemów.

Marcin Budziński. Najlepszy piłkarz Arki na boisku. W sytuacji sam na sam ze Skabą mógł wybrać co najmniej jedno z trzech rozwiązań (mijać, strzelać, przerzucić piłkę nad bramkarzem), ale wybrał wszystkie naraz. W rezultacie decyzję podjął za późno i Arka od 20. minuty zamiast bronić prowadzenia 1:0, 20 minut później musiała gonić wynik. I nie dogoniła.

Michał Płotka. Osłabił drużynę przed końcem meczu, bo zamiast skupić się na grze w piłkę, starał się przedstawiać swoje racje sędziemu. Azjata co prawda z pokorą przyjął jego uwagi, ale ostatecznie się z nimi nie zgodził. Podobnie jak Szmatiuk, 22-latek za wolną sobotę będzie musiał zapłacić.

Paweł Zawistowski. Występ bez historii. Niby Pasieka wpisał go do protokołu w rubryce "podstawowy skład", niby potem wyszedł na boisko, niby dotrwał do końca meczu, ale pożytku z jego gry było niewiele. Idealny kandydat do gry w filmach, gdzie do wielkich ról reżyser potrzebuje kilku statystów.

Mirko Ivanovski. Kopia występu Labukasa. Jego słabszą dyspozycję może tłumaczyć fakt, że w pomocy zagrał z konieczności.

Joseph Mawaye. To, co Kameruńczykowi wychodziło w meczu z Koroną, kompletnie posypało się przy Łazienkowskiej. Szczęścia próbował z dystansu, ale po kolejnych próbach okazało się, że nie tędy droga.

Krystian Żołnierewicz. Byłby wymarzony debiut, gdyby nie wynik. Przy drugim golu popełnił błąd, bo biegnąc do Iwańskiego, którego pilnował Budziński, niepotrzebnie odpuścił krycie Mezengi, który kilka sekund później strzelił gola. Teraz ma tydzień, by przygotować się do meczu ze Śląskiem, w którym zastąpi pauzującego Szmatiuka.

Wojciech Wilczyński. Grał zbyt krótko, by go oceniać.

Maciej Korolczuk - Gazeta Wyborcza







Poprzedni Następny

 

 

 

 

 

 

SPONSORZY MŁODEJ ARKI

 

 

     

 

 

 

 

 

 

PARTNERZY MEDIALNI

 

 

Arka Gdynia Copyright Arka Gdynia