TA STRONA UŻYWA COOKIE.
Dowiedz się więcej o celu ich używania. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na korzystanie z cookie, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki.
statystyki
chignahuapan

Aktualności

img

06.01.2017

Obstawanie przy swoim, "bo mam rację", to recepta na katastrofę.

Weszło: Czy w trakcie sezonu pozycja trenera Nicińskiego była zagrożona?

 

Wojciech Pertkiewicz: Nie była, choć pojawiło się sporo informacji prasowych na ten temat. Niektóre wręcz stwierdzające „fakt”, że los trenera był przesądzony niezależnie od wyniku kolejnego meczu. Niesamowite są sformułowania w stylu „z informacji z wiarygodnych źródeł pozaklubowych…”. Co to są „wiarygodne źródła pozaklubowe”? I jak bardzo wiarygodne w kontekście późniejszych zdarzeń?

 

Z drugiej strony spekulacje to nieodzowna, choć czasem irytująca, część futbolu i z pewnością nadająca mu kolorytu. Na pewno trener ma u nas pełne zaufanie. Były mankamenty w grze, jednak w temacie przygotowania drużyny opieram się na opiniach specjalistów w postaci chociażby dyrektora Klejndinsta. Z jego strony wielu zastrzeżeń nie było. Zostały wprowadzone pewne korekty i dobrze też, że trener nie jest z tych, którzy upierają się przy swoich rozwiązaniach nawet wtedy, gdy prowadzą one nad przepaść. A bywało tak już nie tylko u nas, ale i w wielu innych klubach.

 

Porażka za porażką i konsekwentne obstawanie przy swoim, „bo mam rację”, to gotowa recepta na katastrofę. U nas rok skończył się happy endem, jednak nie dopatrywałbym się tu szczęścia, ponieważ prezentowaliśmy się naprawdę solidnie. Miły koniec roku, a zimą praca nad korektami.

 

Jakie są pana zdaniem przyczyny tego, że po tym udanym starcie coś się zacięło?

 

Szkoda, że nie ma tu z nami dyrektora sportowego, bo pewnie powiedziałby w tej kwestii więcej. Nie oznacza to jednak, że ze sobą nie rozmawiamy i nie dochodzę po tych rozmowach do pewnych wniosków. Może to kwestia tego, że mieliśmy krótszy okres przygotowawczy, a właściwie jego brak, bo po zakończeniu I ligi praktycznie z marszu trzeba było wejść w Ekstraklasę i obciążenia w którymś momencie musiały się skumulować.

 

Być może też ekipy ekstraklasowe – mówię „być może”, bo trzeba by je o to spytać – trochę inaczej traktowały beniaminków i nie znały nas od strony sportowej. Wiadomo, trenerzy analizują grę drużyn przeciwnych, udało się nas w pewnym stopniu rozszyfrować. Początek to zaskoczenie, potem już otwarta książka. To też wymagało reakcji i zmian ze strony naszego sztabu trenerskiego. I styl, i wyniki znów się odwróciły.

 

Zaczęło się w pewnym momencie robić gorąco?

 

Zaczęło się robić gorąco o tyle, że rzeczywiście zaliczyliśmy rozczarowującą serię. Zdobycz punktowa z początku sezonu wciąż była jednak zadowalająca i gdzieś na miarę oczekiwań. Zacięliśmy się w okolicach 20 punktów. Musieliśmy zachować chłodną głowę i wyciągać wnioski. Brzmi banalnie, ale tak było. Trener wprowadzał zmiany zarówno pod względem personaliów, jak i taktyki. Na koniec mieliśmy mecze z Ruchem, Jagiellonią i Śląskiem. Gdybyśmy w nich przegrali, mielibyśmy pewnie wraz ze sztabem szkoleniowym dużo bardziej pracowitą zimę, nie tylko w kontekście ruchów kadrowych.

 

Po tym, co pan mówi, wnioskuję trochę, że gdyby nie udało się pod koniec zapunktować, trenera Nicińskiego mogłoby już nie być.

 

Nie mówię, że by nie było. Na pewno mielibyśmy duży problem. Wszystko też zależałoby od tego, jak te mecze by wyglądały. No bo załóżmy, że w Chorzowie ostatecznie remisujemy, następnie przegrywamy 2:3 z Jagiellonią, gdzie uważam, że w ogóle nie można mieć pretensji do zespołu, bo było to jedno z najlepszych starć, jakie Arka rozegrała w Ekstraklasie, a na koniec remisujemy czy przegrywamy ze Śląskiem. Okej, w takiej sytuacji wyniki nie broniłyby trenera, ale też pozostałaby kwestia oceny spotkań. Tak jak wspomniałem, mielibyśmy nad czym myśleć. Na pytanie, czy pozycja trenera była zagrożona, odpowiadam: nie, na tamten moment nie była.

 

Mam jednak wrażenie, że momentami Niciński podejmował dość nerwowe decyzje. Ktoś grał, a za chwilę lądował poza meczową kadrą. Przynajmniej z boku wyglądało to tak, jakby nie wszystko było okej.

 

Pamiętajmy, że trener ma zawodników nie tylko na meczu, ale i na co dzień. Decyzje są podejmowane na podstawie treningów, a także szeregu innych zachowań i sytuacji. Czy decyzje Nicińskiego były nerwowe? Miały różne cele i były dość wyrachowane, choć pewnie trafiły się też decyzje podjęte „na czutkę”.

 

Najbardziej zdziwiło mnie odsunięcie Konrada Jałochy i argumentacja trenera, że chodzi o szukanie nowych rozwiązań. Nie za bardzo rozumiem, w jaki sposób wymiana dobrze grającego bramkarza może stanowić nowe rozwiązanie.

 

To jest pytanie do trenera. Wiadomo też, że momentami odpowiedzi muszą być ogólnikowe i wymijające, by tajemnice szatni nimi pozostały. Steinbors poza meczami Pucharu Polski zagrał w dwóch spotkaniach – z Ruchem i Jagiellonią, a na mecz ze Śląskiem do bramki wrócił Jałocha.

 

No właśnie, a jak pan wspomina tamtą potyczkę z Jagiellonią i decyzję Szymona Marciniaka o przyznaniu rzutu wolnego pośredniego?

 

Myślę, że nie tylko ja się zagotowałem (śmiech). Szkoda, bo chłopaki się napracowali. Wychodzili naładowani na ten mecz i byli niesamowicie sfrustrowani już po nim. W pomeczowych materiałach video na Arka TV musieliśmy wprowadzić cenzurę obyczajową. Mimo porażki to spotkanie pokazało, że naprawdę im zależy na wygrywaniu, a takie okoliczności mogą przybić. Piłkarze szybko się jednak pozbierali i sądzę, że nawet trochę ich ta przegrana koniec końców dodatkowo zmobilizowała i scaliła.

 

Marciniak przeprosił?

 

Do mnie nikt nie dzwonił. Nie mogę polegać na doniesieniach prasowych, gdzie padło hasło, że sędzia Marciniak przeprosił. Przeprosił czy nie, podobno przyznał się do błędu, ale co nam po tym? Zdziwiłbym się, gdyby trwał w przekonaniu, że podjął słuszną decyzję. Tak samo jak zdziwiony byłem, gdy na Twitterze czy w innych mediach przeglądałem wpisy broniące sędziego, w których przekonywano, że Tadek Socha mógł przy tym wślizgu kontrolować, w którą stronę leci piłka, w związku z czym było to rozmyślne podanie do bramkarza. W pokoju obok na ścianie wisi zdjęcie. Michał Globisz, który wiemy, jakie ma za sobą przygody, jeśli chodzi o wzrok, w telewizorze jednak widzi bardzo dobrze. Zatrzymując akcję klatka po klatce, zrobił zdjęcie w kluczowym momencie i ma je wywieszone w powiększeniu u siebie na tablicy. Jeśli ktoś uważa, że Socha kontroluje piłkę, to gratuluję odwagi osądu sytuacji. Chwilowo decyzja sędziego Marciniaka przyczyniła się do wystroju pokoju.

 

Ale w sumie wyszliście na zero, bo wcześniej z Ruchem sędzia pomógł Arce.

 

W którym momencie?

 

Uderzenie łokciem Łukasiewicza i podcięcie Surmy przez Sambeę.

 

To raczej sytuacje z serii „w dwie strony sędzia się broni”. Z Jagiellonią sędzia się nie bronił, w Chorzowie można pewnie było zinterpretować te sytuacje na dwa sposoby. Niech specjaliści ocenią. Pamiętam, że u was był tytuł: „Ten sędzia do Chorzowa na wczasy raczej nie pojedzie.”

 

Kto by chciał na wczasy do Chorzowa.

 

No, nie wiem (śmiech).

 

To ósme miejsce z perspektywy początku sezonu wydaje się słabe, ale patrząc na drugą część jesieni, jest już dużo lepsze. Nawet lepsze niż mogłoby się w pewnym momencie wydawać.

 

To też kwestia tego, jakiego początku, bo przecież sam start, czyli pierwszy mecz, przegraliśmy. Z tej perspektywy ósma pozycja jest wyborna (śmiech). A tak już na poważnie, fajnie wygląda miejsce w tabeli, ale uważam, że bardziej trzeba zwracać uwagę na liczbę punktów. Obecna lokata jest jedynie miłym dodatkiem. Tak dla niewtajemniczonych – trzeba pamiętać, że w tej samej sytuacji po 30 kolejkach wcale byśmy na tym ósmym miejscu nie byli.

 

Czyli głównym celem wciąż utrzymanie?

 

Tak, celem jest utrzymanie i to się nie zmienia. Zawsze powtarzam, że utrzymanie dają miejsca między 14. i pierwszym. Górna ósemka byłaby jakimś bonusem do tego, co zakładaliśmy sobie przed sezonem. Na dziś ten bonus wydaje się realny. Zobaczymy, jak to wszystko potoczy się na wiosnę.

 

Jest pan zadowolony z letnich transferów?

 

Po jesieni można już zacząć oceniać. Przed startem sezonu byliśmy w miarę zadowoleni z poczynionych ruchów. Może nie w stu procentach, ale w większości udało nam się pozyskać graczy na pozycje, na które potrzebowaliśmy wzmocnień. Teraz, z perspektywy czasu, można stwierdzić, że niektórzy spisywali się poniżej oczekiwań, począwszy od Darka Zjawińskiego.

 

Czy ja wiem, czy poniżej oczekiwań? Strzela maksymalnie dwa gole na sezon w Ekstraklasie, no i dwa strzelił.

 

Na czym innym te oczekiwania polegały.

 

Na czym w takim razie były oparte, skoro w ostatnich sezonach Zjawiński nie przekraczał granicy dwóch goli? Dwie bramki ma teraz chociażby grający na stoperze Michał Marcjanik.

 

Zgadza się, ale Darek przychodził też z założeniem, że będzie rozgrywał dużo więcej minut niż w Cracovii. Tam był głównie zmiennikiem. Możliwość częstszych występów i nasze nastawienie przekonały go do transferu. Kontuzjowany był też Paweł Abbott, w którego przypadku nie zakładaliśmy, że tak szybko wróci do zdrowia, choć na tę chwilę wciąż jeszcze nie nawiązuje do formy z I ligi. Wobec Zjawińskiego istniały pewne oczekiwania wynikające również z tego, jak będziemy grali. Rozminęły się one jednak trochę z rzeczywistym stanem rzeczy.

 

Czyli Zjawiński może szukać sobie nowego pracodawcy?

 

Czy może szukać? Może, oczywiście. Nie ukrywamy, że szukamy napastnika. Jest to też jakiś sygnał czy to dla Darka, czy dla Pawła. Rozmawiamy z kilkoma zawodnikami, ale na razie negocjacje są na takim etapie, że lepiej nie zagłębiać się w ten temat.

 

Piłkarze z Polski czy zza granicy?

 

Różnie. Generalnie, nie tylko my wiemy, że temat napastnika jest trudny.

 

Dobrze, że chociaż Siemaszko odpalił.

 

Rafał to taki synek trenera Nicińskiego. Marzył o tym, żeby strzelić bramkę w Ekstraklasie. Do tej pory spełnił cztery marzenia.

 

Na prawdziwą szansę też jednak długo czekał mimo bycia synkiem szkoleniowca.

 

Za to też cenię trenera. Ma swoje pozasportowe sympatie, ale nie faworyzują one zawodnika w walce o pierwszy skład. Niciński traktuje wszystkich na równi.

 

Najbardziej na plus można zaliczyć chyba Zbozienia i Hofbauera.

 

Zbozień rozegrał kilka przyzwoitych meczów, jednak jest też w rotacji z Tadkiem Sochą. Gdy Socha nie miał konkurencji, był być może nieco mniej zmobilizowany, ale to naturalne, że gdy przychodzi ktoś na twoją pozycję, jeszcze bardziej spina się pośladki i wykrzesuje dodatkową energię. W ostatnich meczach grał bardzo przyzwoicie. Dominik z kolei na początku występował rzadziej, bo nie spędził z nami okresu przygotowawczego. Przyszedł do nas dopiero za drugim podejściem. Można na niego patrzeć optymistycznie w kontekście wiosny.

 

No właśnie, dlaczego Hofbauer nie trafił do Arki za pierwszym razem? Był przecież na testach, a kontrakt podpisał dopiero jakiś czas później.

 

Taka tam kuchnia negocjacyjna.

 

Ktoś jeszcze dostał wolną rękę w poszukiwaniu klubu?

 

Mam nadzieję, że przespał się z tym już Michał Nalepa. Chcemy go wypożyczyć na pół roku. Wiążę z nim wielkie nadzieje. Wiadomo, trafiło mu się to, co trafiło i to jeszcze w najgorszym momencie. To przecież młody chłopak, arkowiec z krwi i kości. Jego marzeniem było zagrać w Arce w Ekstraklasie. Derby zapalały mu lampę nad głową i wskazywały kierunek. Wypadł na długo z powodu problemów zdrowotnych i ma co nadrabiać. Ponadto Dominik Hofbauer spisuje się dobrze, jest Antek Łukasiewicz, jest Yannick Sambea… Dla Michała najważniejsza jest w tej chwili gra. Nawet gdyby został i chciał powalczyć, byłby co najwyżej w rotacji. A ja chciałbym, żeby Nalepa wracał do nas jako zawodnik, od którego trener zacznie ustawianie środka pola. To mi się marzy, bo naprawdę w niego wierzę.

 

Ta jego kontuzja również była dość tajemnicza.

 

Długo trwała. Tajemnicza czy nie, uniemożliwiała mu regularne trenowanie. Cieszymy się, że wrócił, ale najważniejsze, żeby zaczął grać. Idealnie byłoby, gdyby w I lidze występował od A do Z.

 

Czyli wypożyczenie jest przesądzone?

 

Cały czas prowadzimy rozmowy. Nie ma co ukrywać, że zainteresowanie jest duże.

 

Czołówka?

 

Prawie wszyscy. Jeśli Michał będzie pod formą i nie będzie grał, to pretensji mieć nie możemy, ale dla nas najważniejsze jest, żeby dostał szansę na regularne występy.

 

Zaakceptował to już?

 

Jeszcze się bije z myślami. Zdrowy rozsądek podpowiada jednak, że 21-letni piłkarz musi grać. „Zostaję i jeszcze powalczę” w tej sytuacji pachnie leniem. Rozumiem, facet jest stąd, tu spędził całe życie, ale nic nie kształtuje tak, jak oderwanie się na jakiś czas od środowiska, w którym się wychowało i które potrafi momentami nieco zagłaskać człowieka. Ma umiejętności piłkarskie, cechy wolicjonalne, pozytywną agresję, determinację i jest takim trochę boiskowym chamem, choć akurat w jego kontekście jest to coś, co pozwoli mu się rozwijać. Chcemy, żeby do nas wrócił jako gracz, który zapomniał o kontuzji i który w kolejnych derbach nie wejdzie na kilka minut, lecz zagra od początku i dołoży cegiełkę do zwycięstwa.

 

Czy to prawda, że jeszcze w I lidze grał z problemami zdrowotnymi?

 

Tak.

 

W drugą stronę wędruje z kolei Dariusz Formella. Tym razem przy wypożyczeniu została uwzględniona kwota wykupu?

 

Nie, nie ma kwoty wykupu.

 

To nie jest problem, że ogrywacie Lechowi piłkarza i po rundzie znów będziecie musieli go oddać?

 

Nie. Jest to także element negocjacji, a należy wiedzieć, że Lech miał zapytania z kilku klubów w sprawie wypożyczenia Darka. Sami również mamy wypożyczonych 11 zawodników do innych klubów i też raczej kwot wykupu nie zawieramy w umowach. Trzeba patrzeć dwutorowo – z jednej strony jest działanie doraźne, czyli ściąganie graczy, którzy mają nam pomóc w utrzymaniu, z drugiej – wzmocnienia na dłuższą metę. Nie ma co ukrywać, że niektórzy od nas odejdą, bo powoli też szykuje się wymiana pokoleniowa. Na przykład Krzysztof Sobieraj czy Antoni Łukasiewicz mają za sobą dobrą rundę, ale wiecznie grać nie będą. Darek Formella znajduje się w tej pierwszej grupie, pomocy doraźnej. Dla nas to idealne rozwiązanie, bo to chłopak stąd, zmotywowany. Przed nim tak naprawdę jedne z najważniejszych miesięcy w karierze, za chwilę w Polsce będą rozgrywane młodzieżowe mistrzostwa Europy i to pół roku może spowodować, że jego kariera nabierze rozpędu. Tego mu życzę i nam też.

 

I Formella, i Szwoch mają coś do udowodnienia. W I lidze rządzili, w Ekstraklasie zawodzą.

 

Zgadza się. Mateusz troszkę przygasł, choć początek miał przyzwoity. Może powrót Darka dobrze na niego wpłynie. Obaj rozumieją się zarówno na boisku, jak i poza nim. Znają się, lubią. To też na pewno wartość dodana.

 

Wspomniał pan jeszcze o Sobieraju, czyli pozytywnym zaskoczeniu, szczególnie jeśli porównać go do Sołdeckiego, który jest nieporozumieniem.

 

Nie przekreślajmy Dawida. Pierwsze mecze były w porządku, potem gdy przyszła zła passa, Sołdecki maczał palce przy kilku straconych bramkach, ale to solidny obrońca i wierzę, że to jeszcze udowodni. Szansę dostał Krzysiek Sobieraj i jest to rzeczywiście pozytywne zaskoczenie. Tak to już jest, że pech czy słabsza dyspozycja jednego staje się szansą dla drugiego. Trzeba jeszcze tę szansę wykorzystać. Sobieraj na razie placu nie oddał.

 

Sobieraj chyba gra lepiej niż w pierwszej lidze.

 

Też takie mam wrażenie, to duży plus drużyny, wyróżniający się, jeśli nie najlepszy zawodnik na boisku w kilku meczach.

 

A taki piłkarz jak Yussuff ma szansę zostać na wiosnę?

 

Szansę zostać ma, bo kontrakty są gwarantowane.

 

Czesław Boguszewicz powiedział, że Yussuff nie powinien grać nawet w rezerwach Arki.

 

Nie wiem, jak mam to skomentować, bo nie znam kontekstu wypowiedzi. W pierwszej lidze Rashid rozegrał sporo meczów, strzelił dwie ważne bramki i może nie jest facetem, który na wślizgu przejedzie pół boiska i wiele pojedynków bark w bark wygra, lecz pewne atuty ma. Przecież trener nie gra przeciwko sobie, mając alternatywy i widząc go nie tylko na meczach, ale i treningach, coś powodowało, że go do składu wystawiał. Wchodził na boisko w 12 meczach Ekstraklasy i dodatkowo w spotkaniach Pucharu Polski. Ocena trenera Boguszewicza jest jednak taka i na pewno może sobie na nią pozwolić, bo jest osobą dużo bardziej doświadczoną.

 

Jaką pozycję chce Arka wzmocnić poza napadem?

 

Środek obrony. Tak jak mówiłem, idziemy w dwóch kierunkach – doraźnym i długofalowym. Nie chcielibyśmy dopuścić do czegoś takiego, że kończymy sezon, odchodzi trzech zawodników i musimy znowu robić rewolucję w formacji. Założyliśmy sobie coś takiego w I lidze i to działa – trzy, cztery zmiany w każdym okienku, które czasem nie są na dany moment, tylko po to, by zawodnik się zaaklimatyzował i za pół roku był do gry.

 

Rozmawiali Paweł Paczul i Janusz Banasiński

 

 więcej: weszlo.com

 








Poprzedni Następny

 

 

 

 

 

 

SPONSORZY MŁODEJ ARKI

 

 

     

 

 

 

 

 

 

PARTNERZY MEDIALNI

 

 

Arka Gdynia Copyright Arka Gdynia