Zawodnicy Arki bronią wywalczonego rok temu krajowego pucharu – także 2 maja na PGE Narodowym pokonali po dogrywce Lecha Poznań 2:1. Bramki zdobyli wówczas Rafał Siemaszko i Luka Zarandia, ale ich występ w środowym spotkaniu stoi pod znakiem zapytania – obaj są bowiem kontuzjowani.

 

Tuż przed finałowymi meczami Żółto-Niebiescy zmierzyli się na własnym stadionie z Piastem Gliwice – rok temu zremisowali 1:1, natomiast teraz ponieśli druzgocącą porażkę 1:5.

 

- Mam nadzieję, że ten wynik nie będzie zwiastunem tego, co wydarzy się w środowym finale. Ten mecz to oczywiście nie była z naszej strony zasłona dymna. W szatni powtarzaliśmy sobie, że jest to bardzo ważne spotkanie i za wszelką cenę chcieliśmy je wygrać. Zamierzaliśmy wyjść na boisko i od razu narzucić rywalowi swoje warunki, a to Piast narzucił nam swój styl gry – zauważył Szwoch.

 

Rok temu w konfrontacji z gliwickim zespołem Arka objęła prowadzenie po strzale 25-letniego pomocnika z rzutu karnego, ale teraz piłkarz żółto-niebieskich, przy stanie 1:0 dla gości, nie wykorzystał "jedenastki".

 

- Karne to duża odpowiedzialność i nie dałem rady tego udźwignąć. Popełniłem błąd, bo nie patrzyłem na to, co robi bramkarz, oddałem też słaby strzał i Jakub Szmatuła idealnie mnie wyczuł, dobrze się zachował i stało się nieszczęście. Gdybym wykorzystał "jedenastkę", mecz inaczej by się potoczył, a na pewno nie przegralibyśmy 1:5 - skomentował.

 

Szwoch przekonuje, że wpływ na postawę jego zespołu w lidze ma świadomość czekającej ich konfrontacji na PGE Narodowym.

 

- Cały czas powtarzamy sobie, że najbliższy mecz jest najważniejszy, ale od tygodnia przewija się wątek finałowego spotkania, jego otoczka daje o sobie znać i trudno się od tego odciąć. Można wiele rzeczy mówić i sobie tłumaczyć, ale z tyłu głowy siedzi nam potyczka z Legią. Oczywiście nie można całej winy zrzucać na ten mecz, bo jesteśmy profesjonalistami, a od profesjonalistów trzeba wymagać – dodał.

 

Gdynianie notują ostatnio w lidze fatalną passę. Podopieczni trenera Leszka Ojrzyńskiego przegrali cztery kolejne spotkania, w których stracili 14 bramek.

 

- Za te gole nie można tylko winić defensorów, bo gra obronna zaczyna się od napastnika. Jeśli dobrze ustawiamy się z przodu i umiejętnie gramy pressingiem, to koledzy z defensywy nie mają za dużo roboty. A w meczu z Piastem zarówno z przodu, z tyłu i w środku pola było bardzo słabo. Musimy jednak odciąć się od tego, co dzieje się z nami w ekstraklasie i wyjść na finał z czystą głową. Jeśli będziemy teraz rozpamiętywać ligowe porażki, nic dobrego z tego nie wyniknie. Poza tym piłka nożna jest taka, że dzisiaj można przegrać 1:5, a jutro wygrać 5:1 – ocenił.

 

31 marca w przedostatnim meczu sezonu zasadniczego Arka pokonała na własnym stadionie Legię 1:0.

 

- Nie można wszystkiego porównywać jeden do jednego, ale na tamto spotkanie trzeba patrzeć. Widać bowiem, że sporo zależy od nas. Wiele razy pokazywaliśmy, że jeśli gramy na dobrym poziomie, jesteśmy w stanie rywalizować z najlepszymi, a miesiąc temu warszawianie nie mieli z nami za wiele do powiedzenia. Oczywiście to Legia jest faworytem finału, ale my jedziemy do Warszawy tylko w jednym celu – aby wygrać - podsumował Szwoch.

 

Marcin Domański (PAP)