Kliknij, aby wyświetlić pełną wersję strony

2011-05-06

Jak to się stało, że ksiądz został duszpasterzem żółto-niebieskich?

 

o. Jan Maciejowski: Stadion przy ulicy Ejsmonda terytorialnie przynależy do naszej parafii, dlatego wspólna historia jest dosyć długa. Ten obiekt cieszy się wśród okolicznych mieszkańców wyjątkowym sentymentem. Gdy rozmawiam ze starszymi parafianami często z łezką w oku wspominają, że był to najpiękniej położony stadion w Polsce. Jedyny, z którego widać było morze. Niestety historia poszła w innym kierunku i Arka już tam nie gra. Obecny stadion też jest piękny i powinniśmy się z niego cieszyć.

 

Każdy proboszcz tej parafii był zainteresowany tym, co się dzieje na jej terenie, a więc i rozgrywkami piłkarskimi. To niezwykle istotne, żeby wiedzieć co siedzi w sercach ludzi, zwłaszcza jeżeli pracuje się wśród nich. Tak było za mojego poprzednika. Oczywiście te kontakty nie były takie jak teraz. Kiedy ja objąłem parafię Św. Antoniego w 2004 roku spotkałem się z tym, że przynajmniej raz do roku była zamawiana msza święta w intencji klubu. Na te msze przychodzili starsi piłkarze, którzy już nie grali w piłkę, kibice i działacze klubu. Można powiedzieć, że dzięki temu bardziej zainteresowałem się tym tematem.

 

Kiedy Arka weszła do Ekstraklasy wydarzyła się nietypowa sytuacja. Ówczesny prezes klubu poprosił mnie, bym wręczył piłkarzom pamiątkowe krzyżyki. Cała ceremonia miała się odbyć przed meczem na płycie boiska. Przyznam, że miałem niesamowitą tremę i nie wiedziałem jak zachowają się kibice. Bałem się, że ksiądz wychodzący na boisko może zostać wygwizdany. Na szczęście moje obawy okazały się bezpodstawne. Kibice powstali i głośnymi oklaskami przywitali mnie i piłkarzy. To było bardzo pozytywne. Od tamtej pory chodzę na mecze, jeżeli tylko mam taką możliwość.

 

Kiedy trenerem Arki został pan Stawowy zwrócił się do mnie z oficjalną prośbą, abym został kapelanem tego zespołu. Nie mogłem uczynić tego sam z siebie. Potrzebowałem zgody księdza Arcybiskupa Tadeusza Gocłowskiego, który na szczęście przychylił się do tej prośby. Tak się rozpoczęła moja ścisła współpraca z zespołem, która trwa już prawie pięć lat. Piłkarze się zmieniają, przychodzą nowi zawodnicy z zagranicy, ale myślę, że wiara i poglądy to wartości uniwersalne, które łączą ludzi. To pomaga wielu piłkarzom poczuć się tutaj jak u siebie. Rola kapłana przy drużynie sportowej nie jest bierna. Można z nim porozmawiać na różne tematy, a także załatwić sprawy formalne związane z religijnością.

 

Uważam, że to bardzo piękna rola, żeby wspierać piłkarzy modlitwą, choć bywa to trudne. Wiadomo, że na Pana Boga liczy się najbardziej wtedy, kiedy ma się przed sobą ważne i ciężkie mecze. Kiedy widzi się błędy, człowiek się zastanawia co by było, gdyby Pan Bóg stanął na bramce? Bóg daje umiejętności, a my prosimy go wspólnie z piłkarzami, żeby móc je jak najlepiej wykorzystać na boisku.

 

Rozumiem, że ksiądz nie jest rodowitym gdynianinem. Skąd w takim razie ksiądz do nas przybył?

 

o. Jan Maciejowski: Pochodzę z południa Polski. Sercem kiedyś byłem blisko Koszarawy Żywiec i Podbeskidzia Bielsko-Biała, ale teraz wszystko się zmieniło. W ciągu mojego życia „przewinąłem” się przez Przemyśl, Kraków, Gniezno i Italię. Wszędzie były jakieś drużyny sportowe. Z wielkim sentymentem wspominam pobyt we Włoszech w klasztorze. Kiedy Włosi wygrywali swoje mecze święto narodowe było nawet u nas. Natomiast kiedy przegrywali, to była żałoba narodowa i myśmy też to odczuwali. Czasami z przekorem cieszyłem się z tego. Nie było w tym jednak żadnej złośliwości.

 

Jak obecnie wygląda rola kapelana w Arce?

 

o. Jan Maciejowski: Przed oficjalnym otwarciem stadionu odbyło się tak zwane oddanie do użytku. W tym samym czasie stadion został także przeze mnie poświęcony na prośbę prezydenta Gdyni Wojciecha Szczurka. Szatnia również została pobłogosławiona, by dobrze służyła piłkarzom i żeby była tam zawsze dobra atmosfera.

 

Szatnię gości też ksiądz poświęcił?

 

o. Jan Maciejowski: Oczywiście szatnię gości też poświęciłem! To również było bardzo ważne. Patrząc przez te wszystkie lata na drużynę zauważyłem jak wiele zależy od atmosfery w szatni. Od tego na ile piłkarze są ze sobą zgrani, na ile są ze sobą zjednoczeni i jest przezwyciężony indywidualizm. To ogromnie ważne. Myślę, że wszyscy, którzy obserwują Arkę z bliska mogą również takie wnioski wysnuć.

 

Na przestrzeni ostatnich lat w klubie bywało różnie.

 

o. Jan Maciejowski: Tak to prawda, bywało różnie. Było to głównie za sprawą tych wszystkich afer związanych z piłką nożną, ale Bogu dzięki już to wszystko mamy za sobą. Teraz jest czas, żeby zbudować autentycznie dobrą piłkę w Gdyni. Tyle razy Pan Bóg nam już pokazywał, że potrafiliśmy wyjść z opresji obronną ręką. Potrafiliśmy się utrzymać w Ekstraklasie, kiedy wszystko wisiało już na włosku. To powinno nas czegoś nauczyć, żebyśmy potrafili trochę poważniej patrzeć w przyszłość i nie liczyli tylko na to, że Pan Bóg znów nam pomoże. Skoro my tracimy cierpliwość, to co dopiero Bóg (śmiech). Oby jej nie stracił!

 

Porozmawiajmy o „Derbach”. Czy zdarzyło się, że ktoś zamówił mszę w intencji wygranej?

 

o. Jan Maciejowski: Nie takiej sytuacji nie było. Staramy się zaprosić piłkarzy na mszę raz, lub dwa razy w roku. Zwykle przed rozpoczęciem sezonu, lub rundy wiosennej. Parafianie są przyzwyczajeni, że w naszym kościele można spotkać piłkarzy. W związku z tym jest tu też często sporo kibiców. W związku z tym tuż przed „Derbami”, które odbywały się już po beatyfikacji Ojca Świętego Jana Pawła II poprosiłem podczas mszy świętej o tę drugą radość, która mogłaby nam się przydarzyć. Pierwsza radość to oczywiście wspomniana wcześniej beatyfikacja, a druga to wygrana Arki z Lechią. Nie spodziewałem się takiego przyjęcia mojej intencji przez ludzi. Były brawa! Poprosiłem wiernych, żeby oprócz kibicowania poprosili Pana Boga, by pomógł naszym piłkarzom w zwycięstwie. To był już drugi raz, kiedy modliliśmy się o zwycięstwo w meczu. Za pierwszym razem zakończyło się to zwycięstwem. Teraz do osiemdziesiątej ósmej minuty też było zwycięstwo!

 

Najwidoczniej w Gdańsku też mocno o to prosili.

 

o. Jan Maciejowski: Najwidoczniej (śmiech). Każda drużyna i każdy kibic o to prosi prosi. Sytuacja była taka, że ja osobiście Panu Bogu dziękuję, że skończyło się to remisem. Wychodząc z tego meczu miałem poczucie niespełnienia i smutku, tak jak po przegranej. Teraz kiedy emocje ostygły myślę, że trzeba się cieszyć z tego jednego punktu.

 

Tak w kwestii sportowej. Jak ksiądz sądzi, czy są szanse na utrzymanie?

 

o. Jan Maciejowski: Matematyczne szanse są. Myślę, że duchowe i ludzkie szanse również są. Pamiętajmy, że nadzieja umiera ostatnia. Jeżeli już dziś byśmy mówili, że nie damy rady, to mogli byśmy tą nadzieję zabić, a my chcemy tą nadzieją żyć i to jest ważne!

 

Rozmawiał Bartłomiej Hapka