Kliknij, aby wyświetlić pełną wersję strony

2020-10-21

Ireneusz Mamrot przypomina, że piłkarze Arki Gdynia przegrali na razie tylko jeden mecz i to nie on kreował ich na faworytów Fortuna I ligi, dlatego po ostatnich punktach, które uciekły, żadnych nerwowych ruchów nie będzie. 

 

- Nie ma żadnych nerwowych ruchów. Do Górnika Łęczna podchodzimy jak do każdego innego meczu. Jedziemy po to, aby wygrać - zapewnia Ireneusz Mamrot, trener Arki Gdynia. W środę, 21 października jego podopieczni zagrają zaległy mecz z 3. kolejki Fortuna I liga. Początek spotkania o godzinie 17:40.

 

13 września miał to być mecz na szczycie Fortuna I liga. W tabeli przewodziła Arka Gdynia, a zaraz za nią był Górnik Łęczna. Obie drużyny wygrały po dwa spotkania i wypracowały w nich przewagę pięciu goli nad rywalami. Wyżej plasowali się żółto-niebiescy, bo strzeli o 2 gole więcej.

 

Pięć tygodni później nadal te zespoły są sąsiadami w tabeli, ale obecnie to oznacza pozycje 4-5. Rywale są beniaminkiem I ligi, a zatem w ich przypadku nadal można mówić o dobrym otwarciu, tym bardziej, że mają aż trzy zaległe mecze. Po Arce, wielu spodziewało się więcej, ale z tym twierdzeniem nie zgadza się Ireneusz Mamrot.

 

- Nie lubię krakać, ale znów wyszło na to, że nikt nie słucha trenerów. Nigdy nie mówiłem, że Arka jest faworytem do awansu, a wręcz przeciwnie. To media wykreowały nas do takiej roli. Dlatego remis w Olsztynie odbierany jest od razu jako "wpadka". Natomiast u nas jest niezadowolenie nie dlatego, że zdobyliśmy punkt na wyjeździe, ale moje mocne słowa po meczu wynikały tylko z tego, w jakich okolicznościach straciliśmy tam zwycięstwo. Nie ma żadnych nerwowych ruchów, a jedynie chęć poprawy tego, co wymaga korekty. Przecież tak naprawdę w tym sezonie przegraliśmy tylko jeden mecz - mówi nam Ireneusz Mamrot.

 

I rzeczywiście należy przypomnieć, że sierpniowy wywiad ze szkoleniowcem zatytułowaliśmy: "Nie ma hasła ekstraklasa albo śmierć". Jednak otwarcie sezonu od pięciu wygranych i 17 strzelonych goli miało prawo rozbudzić oczekiwania kibiców

 

- Do Górnika Łęczna podchodzimy jak do każdego innego meczu. Jedziemy po to, aby wygrać. Nie ma już żadnego znaczenia to, że gdybyśmy zagrali w terminie, to byłby to mecz lidera z wiceliderem. Nie powinno się przywiązywać wagi do początkowych tabel. A zwłaszcza w tak specyficznym sezonie jak obecnie, gdy co chwila ktoś wypada z powodu koronawirusa i trzeba przekładać mecze - dodaje trener żółto-niebieskich.

 

We wrześniu Arka nie zagrała w Łęcznej, gdyż zakażeniu uległ jeden z podstawowych piłkarzy, a pozostali musieli poddać się izolacji. Jak na razie to jedyne spotkanie, którego odwołanie wynikało z przyczyn leżących po stronie gdyńskiej drużyny. Natomiast z uwagi na koronawirus czyniący od tygodnia spustoszenie w szatni Zagłębia Sosnowiec, jak informowaliśmy, ta drużyna nie przyjedzie w najbliższą niedzielę do Gdyni.

 

- Odwołanie kolejnego meczu nie ma większego przełożenia na nasze podejście do meczu w Łęcznej. Gdy są odstępy między meczami trzydniowe, rzeczywiście z góry zakłada się pewną rotację w składzie. Gdy przerwy meczami są dłuższe, to uważam, że jest wystarczający czas, aby piłkarze się odpowiednio zregenerowali. Na pewno wolelibyśmy grać z Zagłębiem już teraz, bo przekładanie meczów grozi tym, że spiętrzenie w terminów nastąpi w przyszłości - ocenia trener Mamrot.


Trudno się ze szkoleniowcem Arki nie zgodzić. Rośnie nie tylko liczba odwoływanych meczów, ale też nie udaje się nadrabiać zaległości. Tego samego dnia co mecz żółto-niebieskich w Łęcznej, miało odbyć się spotkanie Chrobrego Głogów z Bruk-Betem Termaliką Nieciecza, przełożone z 8. kolejki. Jednak znów należało je odwołać. Tym razem z powodu pozytywnego wynik testu na obecność wirusa SARS-CoV-2 u piłkarza Chrobrego. Cały zespół i osoby z jego najbliższego otoczenia skierowane zostały na badania, a ich wyników zależy, jak długo zespół nie będzie trenować.

 

Jacek Główczyński