Kliknij, aby wyświetlić pełną wersję strony

2020-09-24

O takich piłkarzach, jak Mateusz Młyński mówi się, że "piłka nie przeszkadza im w grze". W przypadku młodego pomocnika Arki taka teza to zbytnie uproszczenie sprawy.

 

Już jako początkujący futbolista Młyński dał wyraz tego, że najlepiej czuje się, kiedy ma piłkę przy nodze. W Huraganie Przodkowo, gdzie rozpoczął pierwsze treningi, ćwiczył z kolegami o cztery lata starszymi. I to oni odstawali od niego umiejętnościami. Umiejętnościami technicznymi.

 

Mateusz chodził do szkoły w Przodkowie, choć pochodzi z Kobysewa. Podczas lekcji wychowania fizycznego wypatrzył go z trybun Henryk Jaskólski, założyciel i prezes GKS-u Przodkowo, zajmujący się wyłapywaniem co zdolniejszych chłopaków do miejscowej drużyny. 

 

 - Od razu wpadł mi w oko - opowiada Jaskólski. - Po tej obserwacji zaprosiłem na rozmowę ojca Mateusza, Piotra Młyńskiego, którego tutaj dobrze wszyscy znamy (grał w 3 lidze, występował m.in. w Cartusii Kartuzy i klubie z Przodkowa - przyp. aut.). Nasza rozmowa: "Piotrek może namówimy Mateusza na piłkę?". "Jak ci się uda, to nie będę robił przeszkód". Długo nie trzeba było mnie zachęcać. Biorę Mateusza na bok i mówię: "Trenujesz z nami. Od razu jednak zaznaczę: na treningu nie będziesz miał łatwo".

 

Gdyby tak jak w szkole można było przyznawać piłkarzom ocenę z zachowania na podstawie zaangażowania w trening, to pan Henryk bez mrugnięcia okiem dałby młodemu Młyńskiemu wzorowe.

 

- Ciężko było wygonić go z boiska po zakończonym treningu. Nie przyjmował do wiadomości, że już koniec. Brał więc dwóch, trzech kolegów, zostawali dłużej, żeby Mateusz mógł między nimi dryblować - opowiada pierwszy trener Młyńskiego.

 

- Piotr Młyński był typem snajpera, "stawiał kropkę nad i". Mateusz dobrze zagrywał i dogrywał, piłkarskimi walorami przerósł ojca. Dzięki Matiemu wygrywaliśmy mnóstwo meczów. Co ważne, nigdy nie chciał stać w miejscu, ciągle przyswajał coś nowego. Dla mnie to była frajda widzieć, że młokos z rocznika 2001 strzela więcej goli niż chłopacy z rocznika 1997. Swoim zachowaniem, dryblingiem potrafił robić robotę za wszystkich. To nie były odosobnione przypadki, tego było całe tuziny. Do tego był bardzo sumienny. Cieszyła go każda gra, trening z piłką - podkreśla Henryk Jaskólski.

 

Cechą charakterystyczną późniejszego zawodnika Arki Gdynia stał się drybling. Z tego powodu dostał nawet ksywkę "Neymłyn". Ta gra słów to połączenie nazwisk Młyński i Neymar.

 

- To było po meczu w Centralnej Lidze Juniorów z Arką. Jak już dostanę piłkę, to nie mam w zwyczaju się jej pozbywać. Kiwam jednego, drugiego przeciwnika, chciałbym trzeciego, czwartego... A że lubię Neymara, koledzy dodali jeden do jednego i wyszła taka ksywka - śmieje się Młyński, który z Arką związał się w sezonie 2014/15.

 

- Zawsze wiedziałem, że moją mocną stroną jest drybling, jeśli nie najmocniejszą. Mając tą świadomość, starałem się jak najwięcej korzystać z tego atutu. Mogę raz, drugi, trzeci stracić piłkę, a potem zrobię akcję, po której strzelimy gola. Nie mam więc w głowie blokady, że nie warto ryzykować, warto, bo są tego efekty. Uwielbiam to robić. W seniorach jest mi o tyle łatwiej, że starsi koledzy nie zabraniają mi dryblować, bo wiedzą, że w ten sposób mogę pomóc w trakcie meczu. W juniorach nieraz po ograniu starszego kolegi, kiedy założyłem mu "siatkę", to skrobał mnie po nogach albo ostro faulował - dodaje młody zawodnik.

 

Jaskólski: - Miałem z nim mały problem. On rocznik 2001, podczas gdy prowadziłem grupę z rocznika 1997. Widziałem, że jest wątłej postury w porównaniu z kolegami, wystawiłem więc Matiego na boisko, nie przypisując mu żadnej roli. Był, że tak powiem, od wszystkiego. No i okazywał się najlepszy na boisku.

 

W Arce na szersze wody nastoletni dziś zawodnik wypłynął w sezonie 2018/19. W wieku 17 lat zadebiutował w ekstraklasie przeciwko Górnikowi Zabrze. Potem miał przerwę od gry. Wrócił do rywalizacji w 12. kolejce. W wyjazdowym spotkaniu ze Śląskiem Wrocław popisał się akcją, po której zrobiło się o nim głośno. Zabawił się w polu karnym z wrocławianami, kończąc indywidualny rajd bramką. Potem wystąpił jeszcze w 10 pojedynkach, rzadko kiedy wychodził w podstawowej jedenastce. Więcej szans otrzymał w sezonie 2019/20. Zaliczył dwa trafienia. Przewidywano, że lada moment opuści Arkę, bo ofert było sporo. Wciąż są, bo Młyński znajduje się w kręgu zainteresowań drużyn z ekstraklasy.

 

- Kontuzje nieco mnie przyhamowały. Może tak być musiało, żebym nie poczuł się za dobry? Nie chcę gdybać, ale jest, jak jest - stwierdza urodzony drybler z Kobysewa.

 

Rozgrywki 2020/21 rozpoczął z Arką w Fortuna 1 Lidze. Trener Ireneusz Mamrot daje mu grać od początku. Młyński trafił do siatki z Puszczą Niepołomice, zaliczył asystę z Miedzią Legnica, kiedy urwał się na skrzydle i dorzucił piłkę Maciejowi Jankowskiemu.

 

- Chcę być wiodącą postacią Arki, tym bardziej, że mam już jakieś doświadczenie. Zamierzam pokazać się kibicom z jak najlepszej strony, zrobić liczby. Mam nadzieję, że wszystko potoczy się po mojej myśli. Że pomogę Arce - podsumowuje skrzydłowy żółto-niebieskich.

 

Autor: 1liga.org, Fot. 400mm.pl