Kliknij, aby wyświetlić pełną wersję strony

2020-07-12

Spadkowicze z Ekstraklasy też potrafią grać w piłkę, nawet jeśli obaj nie grają już o nic. W Gdyni Arka z ŁKS-em chciały strzelać gole i strzelały. Gospodarze wygrali 3:2.

 

Przy meczach takich jak ten Arki z ŁKS-em, zawsze jest obawa o sens. Czy piłkarze poszukają motywacji tam, gdzie stawką jest tylko przysłowiowa "pietrucha"? Czy kibice potraktują takie widowisko należycie i zjawią się na stadionie? Przecież solą sportu jest rywalizacja, niewiadoma, wola wygranej, za którą idą korzyści nie tylko związane ze zdobyciem punktów. W sobotę zabrakło niewiadomej, nutki niepewności, a przede wszystkim tych realnych korzyści, które miałyby mobilizować oba zespoły do wytężonej pracy.

A mimo to Arkowcy się zmobilizowali. Nie tylko ci na boisku, ale także na trybunach. Piłkarze poważnie podeszli do słów Ireneusza Mamrota, który z momentem spadku rozpoczął selekcję i budowę drużyny na przyszły sezon. Komunikat, że do końca sezonu nie zagrają ci niebrani pod uwagę w kontekście gry w przyszłym sezonie, podziałał mobilizująco.

PRZEDŁUŻYŁ JUBILEUSZ

Ostatnie dni szczególne były dla Marcusa da Silvy. Pomocnik Arki w poprzednim spotkaniu przeciwko Koronie obchodził jubileusz 200 występu w żółto-niebieskich barwach. W kolejnym meczu, tym z ŁKS-em, zdobył gola na 1:0, wysyłając sygnał do trenera Mamrota, dotyczący przydatności na przyszły sezon na boiskach I-ligowych. To zresztą będzie twardy orzech do zgryzienia, przy czym mocnym uzębieniem będzie musiał wykazać się szkoleniowiec, kiedy wybierze między doświadczeniem Zbozienia i Marciniaka, a ich realną wartością sportową, która nie jest już tak wysoka jak przed kilkunastoma miesiącami.

Na razie jednak gdynianie mogą się cieszyć z małych rzeczy - chęci rehabilitacji swoich zawodników, walki o angaż w następnych rozgrywkach i skuteczności. 3:0 do przerwy - gole wspomnianego da Silvy oraz Nalepy z karnego i Jankowskiego po stałym fragmencie gry poprawiły nieco zmącone nastroje słabym sezonem.

DEBIUT NA PLUS

Spotkanie ze słabiutkim i o nic nie walczącym ŁKS-em było świetną okazją do sprawdzenia młodzieży. Mamrot zdecydował się na wariant z tylko jednym takim zawodnikiem. Od pierwszej minuty wystąpił 20-latek Dawid Markiewicz i zaprezentował się przyzwoicie. Zaangażowania, chęci brania na siebie odpowiedzialności za inicjowanie akcji odmówić mu nie można było. By jednak miał szansę wychodzić na murawę w I-lidze, potrzebuje wzmocnić się fizycznie – bez odpowiedniego atletyzmu nie będzie wartością dodaną.

JESZCZE JEDEN

Do końca sezonu pozostały dwa spotkania, w tym jedno u siebie. Jeśli spadek może być gorzko-słodki, to tylko wtedy, kiedy jest poprzedzony dwoma zwycięstwami u siebie. Wówczas i nadzieja na szybki powrót będzie większa, i gorycz degradacji jakby mniejsza.

 

Paweł Kątnik