Kliknij, aby wyświetlić pełną wersję strony

2020-05-05

W poniedziałek rozpoczął się drugi etap wznowienia sezonu piłkarskiego w Polsce. Piłkarze wszystkich klubów PKO Ekstraklasy przeszli badania na obecność koronawirusa, a we wtorek mają zacząć treningi w 14-osobowych grupach.
 

Choć plan Ekstraklasy SA i PZPN został zaakceptowany przez ministerstwo zdrowia, w środowisku nie brak wątpiących w to, czy powrót na boiska w czasie epidemii COVID-19 to dobry pomysł. Adam Marciniak, kapitan Arki Gdynia, takich obaw nie ma.

 

- Obawy można mieć zawsze. Że się wpadnie pod samochód, że się złamie nogę. Nie chodzi o to, żeby czekać na moment, aż ktoś mi zagwarantuję, że nie zachoruję, nie doznam urazu i w ogóle, że będą mnie wozili w lektyce - ironizuje były reprezentant Polski.


Sezon PKO Ekstraklasy został przerwany 13 marca. W zdecydowanej większości klubów piłkarze zgodzili się na obniżkę wynagrodzeń o 50 proc. do czasu wznowienia rozgrywek. Kluby tracą, nie rozgrywając spotkań. Restart sezonu oznacza, że trafi do nich blisko 70 mln zł z tytułu praw telewizyjnych.

 

- Albo chcemy zarabiać pieniądze, albo nie chcemy zarabiać pieniędzy. Piłka nożna to nasz zawód i za siedzenie w domach nikt nam płacił nie będzie. Jeśli ktoś się boi, to proszę bardzo: zawsze może skończyć i szukać sobie pracy w innym zawodzie. Może tam mu ktoś zapewni stuprocentowe bezpieczeństwo, chociaż wątpię, bo w żadnej branży na nikogo się tak nie dmucha i chucha jak w naszej - mówi zawodnik Arki.

 

Marciniak nie ma litości dla kolegów po fachu, przez których umacniany jest krzywdzący stereotyp piłkarza-dużego nieporadnego dziecka: - Nie róbmy z siebie świętych krów! Jak słyszę wypowiedzi niektórych zawodników, że ktoś z rodziny im zakupy robi, to ja się nie dziwię, że mają nas potem jako grupę zawodową za niedorozwiniętych. Aż żenująco to czytać i słuchać. Oszczędzę ich i nie będę wymieniał nazwisk. Spotkałem się z tym, że 25-letni facet siedzi spanikowany w domu, a zakupy robi mu ojciec, który jest w grupie ryzyka. Aż mi wstyd za niego.

 

31-latek podaje przykład przedstawicieli innych zawodów, którzy narażają zdrowie bardziej niż piłkarze:

 

- Skoro wysportowany, grający w piłkę facet w sile wieku ma jakieś obawy, to co powiedzieć o lekarzach, pielęgniarkach, paniach w Biedronce, kurierach? O kimkolwiek, bo wszyscy pracują i się narażają. A my piłkarze mamy czuć wielkie obawy. Albo chcemy grać i zarabiać, albo nie. Jak ktoś ma obawy, to się może przebranżowić i pracować w domu. 

 

Marciniak apeluje do piłkarzy, by nie domagali się pieniędzy za nie wykonywanie zawodu:

 

- Świat jest dziś taki, że zagrożenia czyhają wszędzie. Okazało się, że musimy nauczyć się żyć z wirusem. Nie wiemy, kiedy pandemia minie. Może za rok, może za dwa? Życie musi się toczyć dalej, więc albo gramy i ratujemy nasz zawód, albo nie gramy, ale nie bądźmy zdziwieni, że ktoś nie będzie nam płacił. Za siedzenie na tyłku nikt nikomu nie będzie dłużej płacił. Dłużej, bo przecież prawie dwa miesiące jedyne, co musieliśmy robić, to siedzieć w domach.

 

Maciej Kmita