Kliknij, aby wyświetlić pełną wersję strony

2019-04-29

Po piętnastu meczach w lidze bez wygranej, do żółto-niebieskiej szatni zapukało drugie z rzędu zwycięstwo. Arka Gdynia ograła w Kielcach Koronę 2:0 i coraz śmielej zmierza po utrzymanie w Lotto Ekstraklasie. Przewaga nad strefą spadkową tymczasowo urosła do czterech punktów.

 

Pogoda. To zdecydowanie był wątek przewodni niedzielnego spotkania. W Kielcach lało jak z cebra, już na rozgrzewce było widać, że widowiska obfitego w techniczne smaczki nie ujrzymy.


– Piłka nożna iście w polskim wydaniu – mówił w przerwie Damian Zbozień, obrońca Arki.

 

W wielu miejscach piłka stawała momentalnie, w innych nabierała tempa i uciekała poza plac. Lepiej w tych warunkach odnaleźli się najpierw gospodarze. Potrafili stwarzać sobie okazje, regularnie zaglądali w pole karne Arki. Tę natomiast nasiąknięta murawa mocno wyprowadzała z równowagi. Jednak pierwszy napór koroniarzy udało się przetrwać, bo choć ci nie oddali wówczas żadnego celnego strzału, to dwukrotnie piłka minimalnie mijała słupek przyszłego bohatera żółto-niebieskich, Pavelsa Steinborsa.

 

Podopieczni Jacka Zielińskiego potrzebowali trochę czasu, by zasymilować się z warunkami. W dalszym ciągu o tworzonych akcjach i ich finalizacjach w dużej mierze decydował przypadek. Nie da się też ukryć, że wydarzenia tuż sprzed przerwy z loteryjnością miały wiele wspólnego. Z autu daleko w pole karne Korony rzucał Zbozień, piłka minęła trzech graczy gospodarzy, a czwarty – Matej Pučko – przez grząską murawę nie był w stanie zatrzymać futbolówki stopą. Za jego plecami czekał już Marko Vejinović i łatwiejszego zadania, by pokonać bramkarza, nie mógł sobie wyobrazić. Holender chwilę potem, w równie kuriozalnych okolicznościach, mógł doprowadzić do podwojenia prowadzenia, ale tym razem murawa to z niego sobie zażartowała.

Steinbors na szczycie rankingu Forbesa

Gdynianie mieli, co chcieli. Prowadzenie, które po końcowym gwizdku mogło zapewnić głęboki oddech spokoju. Po przerwie więc cofnęli się, być może i zbyt głęboko. To jednak podwójnie miało utrudnić gospodarzom zadanie. Nie tylko litry wody na ziemi, ale zasieki rywala były przeciwnikiem Korony.

 

Ale i w tych warunkach piłkarze Gino Lettierego naciskali. Ba, właśnie wtedy stworzyli sobie najlepsze okazje, a głównym aktorem został wprowadzony po przerwie Felicio Brown Forbes. Kostarykanin najpierw po rajdzie sam na sam ze Steinborsem, przegrał z nim w ostatniej fazie. Łotysz popisał się wręcz niebywałym instynktem, w odpowiednim momencie wyciągając nogę. Chwilę później Forbes znowu był bliski gola, ale uderzenie głową minęło słupek bramki Arki. Nie minęło dziesięć minut, a napastnik Korony znowu zmarnował wyborną szansę, bo… znowu wyłapał go Steinbors. Bez wątpienia Łotysz śnił będzie się Forbesowi po nocach.

 

Korona napierała coraz mocniej, aż… drugiego gola zdobyła Arka. Utrata gola po stałym fragmencie w takich warunkach to, trzeba przyznać, piłkarski kryminał. Bowiem w strugach deszczu i na nasiąkniętej nawierzchni to jedyny element mający ręce i nogi, po którym można zagrozić. Tymczasem tej zbrodni dopuścili się gospodarze. Kiedy wydawało się, że gol wyrównujący wisi na włosku, kielczanie zamotali się we własnym polu karnym po dośrodkowaniu Vejinovicia i zupełnie niepilnowany Adam Marciniak strzałem głową wpakował piłkę do bramki. Było po meczu.

 

Do gdynian w wielu momentach meczu los szeroko się uśmiechał. Szczęśliwie wyszli na prowadzenie, szczęście zapewnił też Steinbors, który bronił w niebywałych momentach. To zbudowało drużynę, która konsekwentnie szła po swoje, a wykorzystując pogubienie Korony, podwyższyła rezultat.


– Na Titanicu mieli zdrowie, mieli pieniądze, a nie mieli szczęścia – w swoim stylu podsumował Adam Marciniak, kapitan Arki.

 

Korona Kielce – Arka Gdynia 0:2 (0:1)


Bramki: Vejinović (39.), Marciniak (80.)


Korona: Hamrol – Rymaniak, Malarczyk, Marquez, Kosakiewicz – Kovacević (8. Gnjatić), Żubrowski – Jukić (61. Cebula), Arveladze, Pucko – Soriano.


Arka: Steinbors – Zbozień, Maghoma Ż, Helstrup, Marciniak Ż – Danch, Vejinović Ż – Da Silva (88. Młyński), Nalepa, Banaszewski (67. Socha Ż) – Jankowski Ż (62. Aankour).

 

Tabela grupy spadkowej Lotto Ekstraklasy po 33. kolejce: