Kliknij, aby wyświetlić pełną wersję strony

2019-02-11

Nie tak wyobrażali sobie powrót do ligowej rzeczywistości piłkarze Arki Gdynia. Żółto-niebiescy przegrali u siebie z Koroną Kielce 1:2, wydłużając serię ekstraklasowych meczów bez zwycięstwa do 5.

 

Widowisko było mówiąc delikatnie średnie. A uściślając – typowy mecz walki, w którym jedna z drużyn walczy nieco lepiej od drugiej i wygrała. Goście z województwa świętokrzyskiego postanowili w Gdyni grać swoje, a to się opłaciło.

 

SPÓŹNIONA OBRONA

W pierwszej połowie najpierw Koroniarze postraszyli rywali dwiema akcjami, a w 26 minucie po trzeciej już wyszli na prowadzenie. Przy czym gola kostarykańskiego pomocnika Forbesa, można zapisać na konto spóźnionego obrońcy Arki Frederika Helstrupa.

 

Przyjezdni widząc nieporadność Arki postanowili dorzucić jeszcze jednego gola. W polu karnym faulował Maksymilian Banaszewski, a jedenastkę wykorzystał obrońca Adnan Kovacevic. Tu powinniśmy się nieco zatrzymać. Zbigniew Smółka postawił na nowego skrzydłowego, dając mu szansę gry od pierwszej minuty. Niedzielne zadanie jednak przerosło niedoświadczonego na tym poziomie rozgrywek Banaszewskiego – w prostych sytuacjach tracił piłkę, dobierał złe zagrania, lub po prostu zbyt wolno podejmował decyzje. Ostatecznie Smółka zmienił go w 65 minucie, choć powinien uczynić to dużo wcześniej.

 

PRZESPALI WIĘKSZOŚĆ

Odrabianie dwóch goli strat nie jest sztuką łatwą nawet gdy ciągle się atakuje. A co powiedzieć o chęci odrabiania, jeśli tak jak Arka do 65 minuty nie ma się klarownej sytuacji do zdobycia gola? Okres ten był mizerny w wykonaniu żółto-niebieskich, a także ultra defensywny w wykonaniu Korony. Tyle że to goście dyktowali warunki i ich zadowalał rezultat.

 

Gol wprowadzonego na ostatnie 20 minut Siemaszki rozbudził nadzieje i pozwolił gdynianom zmotywować się na jeszcze kilka szaleńczych zrywów, ale były one zbyt chaotyczne. Porażka oznacza utratę dystansu do Zagłębia Lubin (2 punkty) i Wisły Kraków (aż 4 i mecz w tej kolejce do rozegrania). Jeśli Arka marzy o ósemce, a takie deklaracje padały na przedmeczowej konferencji, to właśnie uczyniła dwa kroki wstecz, przegrywając z głównym konkurentem do zajęcia pozycji w górnej połowie tabeli.

 

Paweł Kątnik