Kliknij, aby wyświetlić pełną wersję strony

2019-02-09

Być czołowym piłkarzem drużyny, w dodatku Polakiem, wyróżniać się w rozgrywkach i mieć „papiery” na jeszcze lepszą grę – to gotowy przepis na to jak znaleźć się w LOTTO Ekstraklasie, gdy występujesz w Fortuna 1 lidze. Tą drogą podążył właśnie Maksymilian Banaszewski, 23-letni pomocnik, który zamienił Stal Mielec na Arkę Gdynia. – Niektórzy trafiają do ekstraklasy w wieku 18 lat, czyli dużo wcześniej niż ja, mi zarzuca się, że trochę późno tu jestem. Chcę jak najszybciej udowodnić, że mogę być kluczowym piłkarzem Arki i przy okazji wyróżniać się wśród skrzydłowych w ekstraklasie – jasno stawia sprawę nowy zawodnik żółto-niebieskich.

 

Banaszewskiego łączono z Arką już dużo wcześniej. Sprawa nabrała rozgłosu, kiedy okazało się, że trenerem gdynian zostanie Zbigniew Smółka, z którym piłkarz pracował w Stali.  Skoro było zainteresowanie zarówno ze strony Arki, trenera Smółki, jak i samego zawodnika, to prawdopodobieństwo transferu rosło. Transakcji nie udało się jednak sfinalizować latem, Arka dopięła swego w zimowym okienku transferowym. Banaszewski podpisał 2,5-letni kontrakt, a pełnoprawnym graczem żółto-niebieskich stał się jeszcze zanim „Arkowcy” wrócili z urlopu świąteczno-noworocznego.

 

Odwaga i brawura

Smółka nie kryje satysfakcji, że właśnie tego konkretnego zawodnika, o profilu mu odpowiadającym, znów będzie miał po swojej stronie. – Niedawno powiedziałem, że albo do naszego zespołu, który fajnie się rozwija, dołączy mocne ogniwo, które rzeczywiście będzie wzmocnieniem, albo sprowadzamy młodych, perspektywicznych Polaków. I udało nam się przeprowadzić dwa takie transfery: Maksa Banaszewskiego oraz Michaela Olczyka. Dzięki nim rywalizacja na lewej obronie i bokach pomocy weszła na wyższy poziom. Myślę, że już pierwsze spotkania pokażą, czy Maks jest w stanie zrobić krok w przód. Obdarzyłem go dużym zaufaniem, bo w naszej obecnej sytuacji, gdy kontuzjowany jest Alek Kolew, a Maciej Jankowski wrócił na dziewiątkę, Maks rywalizuje na skrzydle z Abilem Aankourem i pierwszoplanową postacią drużyny, czyli Luką Zarandią. Uważam, że Banaszewski powinien sobie poradzić w ekstraklasie i wnieść wiele do Arki, boisko jednak wszystko zweryfikuje – podkreśla trener gdynian.

 

Weryfikację były pomocnik Stali Mielec przejdzie szybko, bo szykowany jest na gracza pierwszego składu. W zimowych sparingach pokazywał się z dobrej strony, w wielu zagraniach było widać jaką ma pewność siebie, że jest bardzo świadomy własnych umiejętności, co nie pozostaje bez znaczenia w Arce. Drużyna Zbigniewa Smółki lubi utrzymywać się przy piłce. I w tym miejscu piłkarska charakterystyka, a także osobowość Banaszewskiego, bardzo pasują. Nowy nabytek gdyńskiego klubu przekonuje, że ekstraklasa mu nie straszna. – Jeżeli, mając 23 lata, na boisku zżerałby mnie stres, nie mógłbym pokazać nawet połowy tego, co umiem. Brak bojaźni przejawia się tym, że wcale nie obawiam się przeskoku między ligami. Niektórzy trafiają do ekstraklasy w wieku 18 lat, czyli dużo wcześniej niż ja, mi zarzuca się, że trochę późno tu jestem. Nie zamierzam jednak prześcigać się z kimkolwiek w liczbie występów. Wielu zawodników pokazało, że wystarczy kilka, kilkanaście dobrych meczów w ekstraklasie, żeby trafić do lepszych klubów. Ja chcę jak najszybciej udowodnić, że mogę być kluczowym piłkarzem Arki i przy okazji wyróżniać się wśród skrzydłowych w ekstraklasie – mówi w rozmowie z Łączy Nas Piłka nowy zawodnik gdyńskiej drużyny

 

Bez tej pewności siebie w ekstraklasie z pewnością nie miałby czego szukać, a i łatwiej mu będzie odnaleźć się w innej rzeczywistości. – Jako zespół cały czas chcemy się rozwijać, a jeśli ściągamy zawodnika o dużym potencjale, który gwarantuje postęp, mam tu na myśli Maksa, to tym bardziej cieszę się, że mam kogoś takiego – zaznacza szkoleniowiec „żółto-niebieskich”. – Przyszedłem tutaj pokazać to, co mam najlepsze, wejść do drużyny bez żadnych kompleksów czy obaw. Nie wiem, czy takie nastawienie z automatu zagwarantuje mi miejsce w podstawowym składzie w pierwszym meczu rundy wiosennej. To już decyzja trenera. Pracowitością, codziennym zaangażowaniem i jakością muszę go utwierdzać w przekonaniu, że warto na mnie postawić – dodaje Banaszewski, który w Stali grał półtora sezonu. Wcześniej przez kilka lat związany był ze Zniczem Pruszków.

 

Modelowy przykład dobrze prowadzonej kariery

 

– W młodym wieku odrzucałem oferty warszawskich akademii Polonii i Legii, żeby jak najszybciej trafić do seniorów. To miało sens, wynikało z analitycznego podejścia. W pewnym momencie wspinaczka szczebel po szczebelku zatrzymała się, zabrakło postawienia kropki nad „i”, gdy jako nastolatek dobrze spisywałem się na szczeblu centralnym, jeszcze zanim wprowadzono regulacje dotyczące młodzieżowców. Trzeba było wtedy iść za ciosem, zmienić otoczenie. Mój błąd, przez który na jakiś czas zakopałem się w Zniczu. Ale faktycznie moja kariera rozwija się harmonijnie, na każdym szczeblu rozgrywkowym rozegrałem po kilkadziesiąt meczów – mówi pomocnik Arki.

 

Następny krok, już w ekstraklasie, to wygranie rywalizacji, a następnie ugruntowanie swojej pozycji na skrzydle. – Rywalizacja? Nie boję się jej, jest ona czymś absolutnie normalnym, a nawet koniecznym. Powiem więcej, na skrzydłach w Arce panuje jedna z większych konkurencji w ekstraklasie. Każdy ze skrzydłowych: Zarandia, Młyński, Jankowski czy Aankour, ma swoją jakość. Do Arki przyszedłem jednak z jasno sprecyzowanym nastawieniem: pokora, praca nad sobą, wiara w umiejętności. Chciałbym, żeby to inni mnie się obawiali, a nie ja kogokolwiek – podkreśla zawodnik „żółto-niebieskich”.

 

Trenera gdynian może przekonać także tym, że jest piłkarzem wszechstronnym. – Nawet nie przypisuję sobie konkretnej pozycji na boisku. Staram się grać wszędzie, między strefami, znajduję dla siebie miejsce w całej formacji pomocy. Myślę, że innym zawodnikom Arki odpowiada taka swoboda, dzięki czemu możemy się mieszać. To zawsze wnosi duży niepokój w szeregi rywala, bo nie wie czego się po nas spodziewać – argumentuje.

 

Skazany na Smółkę

Zbigniew Smółka odegrał dużą rolę nie tylko w sprowadzeniu Banaszewskiego nad morze. W dużym stopniu wpłynął też na to, w jakim kierunku rozwinęła się kariera zawodnika. – Pierwszy raz wpadłem mu w oko, gdy jako 19-latek strzeliłem ładnego gola prowadzonej przez niego Odrze Opole. Później postawił na mnie w Mielcu, choć wcześniej musiałem wygrać rywalizację z innymi skrzydłowymi, a wcale nie startowałem z pole position. Normalne więc, że znając moje atuty piłkarskie i znając moją osobowość, ma do mnie zaufanie. Na treningach, w trakcie codziennej pracy, nie muszę starać się zachowywać w taki sposób, aby wiedział, że nie nadwyrężam tego zaufania. Bo ja po prostu nie nadwyrężam i już taki jestem – stwierdza pomocnik.

 

– Poza tym, trener Smółka wszystkich mierzy jedną miarą, każdego zawodnika traktuje na takich samych zasadach. Nie ma lepszego dowodu na potwierdzenie tych słów, niż rzut oka na skład Stali Mielec z zeszłego sezonu. Michał Janota dołączył do Mielca po kilku nieudanych latach, a teraz możliwe że jest najlepszym ofensywnym pomocnikiem ligi. Radek Majecki? Przychodził mając 17 lat, wielu szokowało, że można postawić na tak młodego bramkarza. Dziś broni w Legii kosztem wiadomo kogo. Kuba Arak od jakiegoś czasu tkwił w rozkroku między ekstraklasą a 1. ligą, mówiło się, że umie grać tylko tyłem do bramki. Tymczasem w Lechii, przy takiej rywalizacji nie dość, że regularnie występuje, to jeszcze imponuje wszechstronnością. Mateusz Cholewiak z kolei wcześniej nigdy na dobre nie przebił się nawet w I lidze, mimo dobrej lewej nogi i motoryki. Nagle okazuje się, że z powodzeniem wyróżnia się na najwyższym szczeblu. Dlatego jestem poczwórnie zmotywowany, teraz nadeszła moja kolej – deklaruje Banaszewski.

 

Tak wielka motywacja może też wynikać z faktu, że nie tylko Arka chciała go zatrudnić. To wszystko  zasługa tego, jak prezentował się w Fortuna 1 lidze, nie bez powodu uważanej za okno wystawowe ekstraklasy. – Oprócz Arki, miałem jeszcze trzy inne propozycje z klubów ekstraklasy. Mój wybór od razu był jasny: wybiorę Arkę. Nie czekałem, gdzie dadzą więcej. Wiedziałem po prostu, że jeżeli tutaj będę sobą, na pewno dostanę szansę, by się pokazać. A wtedy wszystko zależy ode mnie. To miłe gdy wiesz, że kilka klubów się tobą interesuje. Na pewno w żadnym stopniu mnie to nie deprymuje. Zapewne to zainteresowanie wynikało z sytuacji na rynku. Kończył mi się kontrakt ze Stalą, chciałem zrobić krok do przodu i cieszę się, że miałem z czego wybierać – zaznacza były piłkarz Stali.

 

Piotr Wiśniewski