Kliknij, aby wyświetlić pełną wersję strony

2018-10-26

- Kiedy w Warszawie puszczano piosenkę disco polo, powiedziałem chłopakom w szatni, że coś tu znaczymy, skoro nas wyzywają. To oznacza, że nas się boją. Dlatego chciałbym, żeby ludzie w Gdańsku nas obrażali, bo to będzie nas niesamowicie motywowało - bez ogródek stwierdził trener Arki Zbigniew Smółka.

 

Szkoleniowiec gdynian do – jak sam określił – najważniejszego w sezonie przedmeczowego spotkania z dziennikarzami, a więc konferencji poprzedzającej derby Trójmiasta z Lechią Gdańsk, podszedł najpierw jednak niebywale wyważony. Od początku swoich wypowiedzi kładł nacisk na istotę derbów, lecz czynił to w mocno dyplomatyczny sposób.

Najpierw wyważony

– Przychodząc do Arki i mając świadomość debiutu w ekstraklasie, gdzieś w głowie były myśli o tym, co najważniejsze w tym sezonie. Nie będę ukrywał, że to mecz o trzy punkty – to najważniejszy mecz w tej rundzie – przyznał otwarcie Smółka, dla którego to pierwsze derby Trójmiasta.

 

– Mentalnie muszę pilnować swojego zespołu, bo w derbach musimy kopać tylko piłkę – dodał szkoleniowiec, wymownie nawiązując do poprzednich występów Arki przeciwko Lechii, w których mało było piłki w piłce.

 

Przed minionym meczem żółto-niebieskich trener zaskoczony był, że z sali nie padły pytania o sytuację kadrową z zespołu. Tym razem jednak stan zdrowia swoich zawodników okrył tajemnicą.

 

– Sytuacja jest bardzo różna i dynamiczna. Chcę jednak zachować pewne rzeczy z dala od ogólnodostępnych informacji – uśmiechnął się szkoleniowiec i z każdą następną wypowiedzią coraz wyraźniej udzielały mu się derbowe emocje.

– Teraz jesteśmy zespołem, a na początku sezonu chciałem, byśmy nim byli. Możemy wygrać z każdym w lidze. A z Lechią wygramy, bo mamy lepszy zespół – nadmienił z pewnością w głosie.

I dodał: – Derby to wielki mecz, a my po to trenujemy, żeby je grać. Tak naprawdę w sobotę zobaczymy, czy stajemy się faktycznie mężczyznami i zmierzamy w kierunku zespołu, który może wygrywać wielkie spotkania.

Później pełen emocji

Tydzień poprzedzający derby z Lechią Gdańsk z medialnego punktu widzenia był nieco inny od poprzednich. Trener Arki zarządził bowiem ciszę medialną, podczas której żaden z zawodników nie udzielał oficjalnych wypowiedzi. Chciał w ten sposób zadbać o absolutne skupienie w zespole

 

– Dla nas to nie była cisza, chciałem, żeby ten tydzień był taki sam. Tę ciszę mieliście wy – dziennikarze. O tę ciszę nie musiałbym dbać, gdyby zainteresowanie moimi zawodnikami nie było tak duże – wyjaśniał Smółka. Od czwartku jednak budowanie napięcia wokół sobotniego (godz. 18) starcia dla szkoleniowca jest wręcz wskazane.

– Pompujmy ten balon, bo to najważniejsze spotkanie, które musimy zwyciężyć. Derby muszą być odczuwalne, musi być też presja i zdwojona motywacja. Wielu piłkarzy nie może się doczekać wyjazdu do Gdańska – nakręcał atmosferę opiekun gdynian.

Najbardziej zauważona została jednak inna wypowiedź szkoleniowca. W niej nawiązał do pierwszego swojego meczu na stanowisku trenera o Superpuchar Polski z Legią. Przeniósł ją na derby z Lechią.

 

– Kiedy w Warszawie w głośnikach stadionowych puszczano piosenkę disco polo, w której byliśmy obrażani, powiedziałem chłopakom w szatni, że coś tu znaczymy, skoro nas wyzywają. To oznacza, że nas się boją. Dlatego chciałbym, żeby ludzie w Gdańsku nas obrażali, bo to będzie nas niesamowicie [choć tak naprawdę w tym momencie padło niecenzuralne słowo zaczynające się od zaje...] motywowało – bez ogródek stwierdził Smółka.

 

Dawid Kowalski