Kliknij, aby wyświetlić pełną wersję strony

2018-01-19

Szczerze, spodziewał się Pan, że ubiegły rok będzie tak dobry dla Arki?
 
Nie spodziewałem się. Mało kto chyba liczył na takie sukcesy. Kiedy Arka wychodzi na boisko, wszyscy, czyli działacze, trenerzy, sympatycy klubu, mamy oczywiście nadzieję, że każdy, kolejny mecz zakończy się zwycięstwem. Z drugiej strony jednak rozsądek podpowiada nam, w jakim miejscu w procesie rozwoju klubu jesteśmy. Fakty obecnie są takie, że drużyna, budowana konsekwentnie, przez dłuższy czas, pozbawiona wielkich gwiazd i nazwisk, ale pracująca wspólnie jako kolektyw, ma potencjał, aby w naszej lidze osiągnąć coś więcej, niż tylko walka o utrzymanie.

Zdobycie Pucharu Polski, a następnie Superpucharu Polski, było niewątpliwie wielkim wydarzeniem i wyjściem naprzeciw marzeniom. W tym roku gramy także po to, aby obronić puchar, który ku wielkiej radości kibiców powrócił do Gdyni po 38 latach przerwy. Jesteśmy na dobrej drodze, aby tego dokonać. Gdyby nam się to udało, byłaby to niesamowita historia.
 
Skoro Arka może osiągnąć więcej, niż tylko walka o utrzymanie, jakie są cele klubu na rundę wiosenną?
 
Cel, postawiony przed drużyną przed sezonem, nie zmienia się i pozostaje nim utrzymanie się w lidze, a takie gwarantuje zajęcie miejsca między 1, a 14. Rozegrane dotychczas 21 spotkań pokazuje, że stać nas na coś więcej niż walkę o lokaty 13, 14. Chcemy być na jak najwyższym miejscu w tabeli. Piłkarzom oprócz tego, że każdy, zawodowy sportowiec powinien mieć głód zwycięstw i podchodzić do wykonywanego zawodu z pasją, opłaca się to finansowo. Każde, wyższe miejsce w tabeli oznacza większą premię.
 
Piłkarze docenieni zostaną finansowo także, kiedy obronią Puchar Polski?
 
Tak właśnie będzie. Za zdobycie tego trofeum w maju tego roku piłkarze otrzymali premię w wysokości ok. 650 tys. zł i szansę na kolejne gratyfikacje za mecze w eliminacjach do Ligi Europy.
 
Piłkarze Arki całkiem niedawno narzekali jednak na swoje zarobki. Krzysztof Sobieraj w zeszłym roku powiedział nawet, że grają oni na najsłabszych kontraktach w lidze. Czy coś się w tej kwestii zmieniło?
 
Nie słyszałem tej wypowiedzi i nie chce mi się wierzyć, że tak brzmiała. Nie będę zatem tego komentował. Tak samo nie będę komentował spraw, związanych z wysokością kontraktów, których żadna ze stron nie podpisuje „pod pistoletem”. Tego typu umowy zawierają klauzulę poufności i staram się tego trzymać.

Pojawiają się informacje, że czołowymi w tej rundzie zawodnikami Arki, jak Pavels Steinbors i Damian Zbozień, interesują się inne kluby z ekstraklasy. Umowy tych graczy wygasają wraz z zakończeniem zbliżającej się rundy. Kibice już dziś martwią się, że Arka straci te ważne ogniwa podstawowej jedenastki.
 
Nie wiem, czy ci zawodnicy mają propozycje z innych klubów. Do nas oficjalną drogą żadne takie informacje nie dotarły, a ta pora roku sprzyja pojawianiu się wielu spekulacji i plotek. Nie zmienia to jednak faktu, że Arka jest zainteresowana, aby wyróżniający się zawodnicy pozostali w jej szeregach. Klasa Pavelsa doceniana jest nie tylko u nas w klubie, ale ostatnio także w całej Polsce. Z kolei Damian w tym sezonie, jeszcze przed przerwą zimową, jako boczny obrońca zanotował łącznie sześć punktów w klasyfikacji kanadyjskiej. Jak sam powiedział, jest to rekord w jego dotychczasowej karierze. Jest w świetnej dyspozycji, co mnie oczywiście niezmiernie cieszy. Obaj ci zawodnicy, poza tym, że wykonują dobrą robotę na boisku, są też pozytywnymi osobami poza nim. Bez dwóch zdań, zamierzamy zrobić wszystko, aby pozostali w Arce.
 
W Arce w zeszłym roku nastąpiły zmiany właścicielskie. Klub przejął Dominik Midak, który regularnie pojawia się na trybunach stadionu w Gdyni i na meczach wyjazdowych. To dość istotna zmiana w porównaniu do czasów, gdy kibice śmiali się, iż właścicieli Arki częściej można spotkać na kortach tenisowych, niż przy ul. Olimpijskiej. Jakie są zalety, a być może i wady obecnej sytuacji?
 
Formalnie klubem zarządza zarząd, a jego właściciel nie ma obowiązku bywania na meczach. Faktem jest jednak, że Dominik Midak na co dzień żyje sprawami Arki. Relacje między zarządem, a radą nadzorczą i właścicielem, są w bardzo przyzwoite. Miłe jest, że Dominik Midak bywa na naszych meczach. Tym bardziej, że jako osoba mieszkająca i prowadząca biznesy w Warszawie musi pod takie wyprawy dostosowywać swój kalendarz obowiązków. Nowy właściciel „uczy się” naszego klubu bardzo szybko i ma oczywiście swoje zdanie, ale słucha też głosu doświadczonych pracowników Arki. Podpowiada niektóre rozwiązania, lecz jednocześnie przyjmuje do wiadomości, co mamy mu do przekazania.

Klub dość szybko rozstał się ostatnio z trzema piłkarzami, Tomasem Kosutem, Alvaro Reyem i Filipem Jazviciem. Jest to porażka i popełniony został błąd w ocenie możliwości tych zawodników, czy też należy traktować tą sytuację jak ryzyko wkalkulowane w koszta?
 
Zdecydowanie to drugie. Przypominam, że ten sezon rozpoczynaliśmy w nietypowej dla nas, wręcz historycznej sytuacji. Musieliśmy rywalizować na trzech frontach, w lidze, Pucharze Polski i rozgrywkach europejskich. Biorąc pod uwagę doświadczenia innych klubów, kiedy Michał Probierz taką sytuację nazwał niedawno wprost, klątwą pucharów, chcieliśmy się zabezpieczyć. Czasu było mało. Chcę też wyraźnie podkreślić, że już przed rozpoczęciem sezonu ekstraklasy mieliśmy świadomość, że zimą będziemy rozstawać się z minimum trzema zawodnikami. Trafiło na Kosuta, Reya i Jazvica. Dlaczego akurat z tymi piłkarzami zostały rozwiązane kontrakty? Takie były decyzje personalne trenera w trakcie rundy i po jej zakończeniu. Gdybyśmy podziękowali za grę w Arce trzem innym zawodnikom, pojawiłyby się w kontekście ich nazwisk opinie, że to oni się nie sprawdzili. Ktoś musiał odejść. Kadra na poziomie ilościowym sprzed sezonu miałaby rację bytu tylko, gdybyśmy awansowali do fazy grupowej Ligi Europy. Tak się jednak nie stało.
 
Szkoda, że szansy nie dostał Kosut, który spędził z nami wiele czasu i uzyskał pozytywne recenzje w trakcie przedsezonowych testów. W jego przypadku na przeszkodzie w pokazaniu posiadanych umiejętności stanęły jednak kontuzje. Kiedy już wrócił do formy, do składu przebić się nie mógł, bo solidnie prezentowali się Michał Marcjanik i Frederik Helstrup. Trzeba pamiętać, że na boisku gra tylko jedenaście osób. Siedem nazwisk więcej widnieje w kadrze meczowej. Pozostali trafiają na trybuny. Jeżeli dwóch zawodników na swojej pozycji gra dobrze, nie dotykają ich kontuzje i kartki, to szanse na występy kolejnego maleją. Trzeba czekać na okazję.

Alvaro Rey, w pucharowym starciu z Podbeskidziem Bielsko-Biała, wyglądał na gracza, który potrafi grać w piłkę i jest dobrze wyszkolony technicznie. Prawdą jest, że rozstano się z nim, bo nie przykładał się do treningów?
 
Nie jestem w stanie ocenić, ale nie sądzę, by trener pozwolił na takie zachowanie. Nikt mi takiego problemu nie sygnalizował, a należy pamiętać, że jednym z punktów kontraktów jest pełne zaangażowanie podczas treningów i meczów.
 
Przyznam, że też żyłem w przekonaniu, iż jest to bardzo dobrze wyszkolony technicznie zawodnik. Taka też była ocena innych piłkarzy, z którymi rozmawiałem na jego temat. Jednak w trakcie, jak sezon się rozwijał, zawodnik nie pasował do filozofii gry Leszka Ojrzyńskiego.
 
Arka w miejsce piłkarzy, z którymi się pożegnano, zatrudniła jak na razie tylko ofensywnego pomocnika Andrija Bogdanowa. Na jakie pozycje szukane są jeszcze wzmocnienia?
 
Zimą zatrudnienie ofensywnego pomocnika było naszym priorytetem. Szukamy też napastnika, ale takie życzenie zgłosiłby zapewne nie tylko trener Leszek Ojrzyński, lecz niemal każdy trener w ekstraklasie. Zawodników na tą pozycję szuka się najtrudniej. Mamy ponadto lukę w obronie. Na tych pozycjach czuliśmy się przed sezonem dosyć pewnie, jednak końcówka rundy jesiennej pokazała, że wcale tak dobrze nie jest. Pauzy za kartki oraz kontuzje Adama Dancha, Krzysztofa Sobieraja i Tomasa Kosuta sprawiły, że trener miał ból głowy z zestawieniem optymalnej obrony.
 
Z tego wynika, że przewidujecie jeszcze możliwość zakontraktowania napastnika oraz środkowego obrońcy?
 
Tak, ale nie będziemy robić ruchów na siłę. Jeśli nie będzie to zawodnik, co do którego będziemy w pełni przekonani, to kontraktu on nie dostanie. Trener Leszek Ojrzyński powiedział mądrą rzecz, że potrzebna jest jedna, dwie nowe osoby, które podniosą jakość drużyny, ale nie należy też zbyt dużo mieszać w składzie i warto postawić na stabilizację. Idziemy właśnie w tym kierunku.

Powiedział Pan, że do nowego zawodnika muszą być wszyscy przekonani. Co to dokładnie oznacza? Czy w Arce funkcjonuje coś na wzór komitetu transferowego, znanego z Lecha Poznań? Czy też może o przydatności zawodników decyduje tylko trener i dyrektor sportowy? Jaką rolę pełni Piotr Włodarczyk, były reprezentant Polski, który, jak wiadomo, jest przyjacielem właściciela klubu?
 
Formalnego komitetu transferowego nie ma. Nie ma też jednak takiej sytuacji, że trener wskazuje zawodnika i stawia sprawę na ostrzu noża. Rozmawiamy ze sobą na temat transferów i są to ciekawe dyskusje. Najważniejsza jest opinia dyrektora sportowego Edwarda Klejndinsta. Pomaga nam też Michał Globisz, który jako doradca Arki i były, wybitny trener młodzieżowych reprezentacji Polski, wielu zawodników, grających obecnie na najwyższym poziomie rozgrywkowym w kraju miał dawniej pod swoimi skrzydłami. Zna ich bardzo dobrze, obserwuje ich postępy, jego pomoc w tym względzie jest więc nieoceniona. Piotr Włodarczyk, jako przyjaciel rodziny Midaków i doświadczony, były piłkarz, również doradza. Głos żadnej z tych osób nie jest jednak decydujący. Transfery są też oczywiście konsultowane ze mną pod kątem naszych możliwości finansowych. Poruszamy się w ramach realnego budżetu i nie pozwolę, abyśmy poza te ramy wyszli.
 
Ile jest prawdy w doniesieniach, że Arka była bliska bankructwa i jak teraz wyglądała sytuacja?
 
Było bardzo ciężko i nerwowo. Nie chciałbym drugi raz przeżyć takiego okresu w klubie. Wyprowadzenie Arki z fatalnej sytuacji kosztowało wiele potu i krwi całą grupę osób. Klub rzeczywiście był bliski bankructwa. Mieliśmy długą listę wierzycieli, na której widniało ponad sto podmiotów. Ileś spraw w sądach, zablokowane konto… To były długie miesiące, a właściwie lata renegocjacji umów, kontraktów, namawiania, by nam zaufano, mimo trudności w przedstawieniu gwarancji. Kluczowe było utrzymanie wiarygodności i realizacja zobowiązań.
 
To się udało mimo codziennej gimnastyki finansowej, a właściwie dzięki niej. Przyjaciół poznaje się w biedzie i dlatego dziękuję wszystkim wierzycielom za wyrozumiałość, kibicom i sponsorom, że byli i są z nami. Miastu i prezydentowi Szczurkowi za cierpliwość i wsparcie. Dziękuję też kilku osobom, które regularnie uczestniczyły w rozwiązywaniu codziennej łamigłówki i wspierały nie tylko dobrym słowem. Mam na myśli głównie panów Tomasza Banela, Piotra Wesołowskiego, Romana Waldera, Mariusza Czoskę, Waldemara Dampca. Dzięki współpracy całej żółto-niebieskiej rodziny jesteśmy teraz w innym miejscu. Przed nami seria sparingów, Lech Poznań 11 tego lutego na ligową inaugurację roku, półfinał Pucharu Polski. Wracamy do gry.
 
Szymon Szadurski

 więcej: www.dziennikbaltycki.pl
 
 http://arka.gdynia.pl/images/galeria_zdjecie/big/prasa004_bef87acd11e26312d85e52149e152ea7.jpg