Kliknij, aby wyświetlić pełną wersję strony

2015-06-09

Piotr Wiśniewski: Arka kończy sezon na 10. miejscu. Czy pan widzi w tym jakieś pozytywy?

Grzegorz Niciński: Dużo. Ktoś, kto patrzy na miejsce, powie, że to tylko 10., i sugerując się suchymi faktami, stwierdzi, że to najniższa lokata od momentu spadku z ekstraklasy, ale mimo wielu zawirowań sporo też było dobrych rzeczy. Nie chcę się wybielać, lecz mieliśmy trudne momenty, byliśmy nisko w tabeli, a zaczęliśmy bardzo dobrze. Niestety do czasu. Dobre mecze zaczęliśmy przeplatać słabszymi, a co najgorsze, nasza gra przestała przekładać się na punkty. Pokazały to ostatnie mecze. Dominowaliśmy, ale nie potrafiliśmy wygrywać.

No to trzymając się faktów, warto podkreślić, że przejmował pan zespół będący na 14. miejscu, doprowadził Arkę do 7. lokaty na koniec rundy jesiennej, ale kończy sezon na 10. miejscu. Progresu więc nie ma.

- Na swoją pracę w Arce nie patrzę jedynie przez pryzmat punktów. Gdybyśmy mieli trochę więcej punktów, zaczęłyby się "ochy, achy", jacy to dobrzy jesteśmy. Nie wymagam od ludzi, żeby ciągle mnie chwalili. Wiem, że czeka nas dużo pracy. Miałem niezły zespół, ale nie taki, żebym popadał w hurraoptymizm. Musimy doskonalić naszą grę i wyeliminować błędy.

W ostatnich tygodniach na Arkę spłynęła duża fala krytyki. Zasłużenie?

- Po części tak. Ale kibic zawsze sugeruje się suchym wynikiem. I tutaj nie mam nic na swoje usprawiedliwienie. Możemy mieć pretensje tylko do siebie, bo stać nas było na wyższe miejsce.


Krytyka ta ma podstawy, bo gdyby sugerować się tabelą z wyłączeniem pierwszych dwóch wiosennych kolejek, Arka zajęłaby 15. pozycję. Słabiutko.

- A z drugiej strony Arka miała serię ośmiu meczów bez porażki. I mało kto o tym pamięta. Nie przegrywaliśmy, ale pojawiały się głosy, że za dużo remisujemy. Żałuję, że nie utrzymaliśmy tego tempa do końca. W Siedlcach prowadziliśmy 4:2 (mecz zakończył się remisem 4:4). Z Płockiem liczyłem na zwycięstwo, dzięki któremu złapalibyśmy drugi oddech. Graliśmy dobrze, mieliśmy sytuacje. Punkty z Bytovią i Zagłębiem były na wyciągnięcie ręki. Jednak to rywale okazali się skuteczniejsi.

Z drugiej strony trudno uciec od statystyk, a te jasno mówią - to był najgorszy sezon Arki od czterech lat. A zatem argument "tak słabo jeszcze nie było" ma rację bytu.

- Z tym się nie zgodzę. Mamy pewne podstawy. W Arce gra 13 młodzieżowców. Ci chłopacy funkcjonowali w pierwszej drużynie. Przed sezonem wydawało się, że Arka zbudowała dobry zespół. Życie pokazało, że jest inaczej. Nie strzelaliśmy bramek, nie wykorzystywaliśmy sytuacji - to była nasza bolączka. W Katowicach nie wykorzystaliśmy karnego, a mieli inne okazje. Nawet sam trener Piotr Piekarczyk po dwóch wygranych meczach przez GKS 3:0 przyznał, iż po spotkaniu z Arką powinien dać na mszę. Uważam, że mogliśmy wycisnąć więcej. Wtedy nikt nie rozpatrywałby 10. miejsca w kategorii porażki. Taki jest sport. Trzeba to przyjąć po męsku na klatę. To nasza wina.

Zawód, rozczarowanie, niedosyt, a może względny spokój - jaka pierwsza myśl pojawia się w pańskiej głowie na wspomnienie zakończonego sezonu?

- Niedosyt. Gdybyśmy zdobyli więcej punktów, nikt nie wypominałby nam stylu i innych sytuacji.

To jakie podstawy ma pan na przyszły sezon?

- Nasz zespół jest mieszanką rutyny z młodością. Z jednej strony wielu młodzieżowców, a z drugiej piłkarze doświadczeni, jak Antek Łukasiewicz. Michał Nalepa cały czas robi progres. Chcielibyśmy wpuszczać innych młodych. Myślę tu choćby o Michale Gałeckim. Najbardziej doskwiera nam słaba skuteczność w ataku. Myślałem, że będziemy mieli mocniejsze skrzydła. Sparingi dawały podstawy, by tak sądzić. Kontuzje wyhamowały i Patrika Lomskiego, i Michała Renusza. Zaczęliśmy z wysokiego "C". Wierzę w tych chłopaków. Mam nadzieję, że jeszcze pokażą pełnię swoich możliwości.

I na tej wierze można budować optymizm na przyszłe dwa sezony, przy założeniu, że pozostanie pan trenerem Arki jeszcze przez dwa lata?

- Nie mam wcale gwarancji, że tak długo będę pracował w Arce. Mam ważny kontrakt do 30 czerwca. Moi przeciwnicy mogą wysunąć argument o tym dziesiątym miejscu. Staram się być odporny na krytykę. Krytyka jest wkalkulowana w nasz zawód. Zobaczymy, jakie będą ruchy klubu. Będę jednak uparcie optował przy tym, że pozytywy są. Arka ma potencjał. Jednak żeby drużyna dalej się rozwijała, potrzeba nam wzmocnień.

Nie ma ludzi nieomylnych. Inaczej: "kto z was jest bez grzechu, niech pierwszy rzuci kamieniem". Czyli co, rzuciłby pan czy nie?

- Wiem, że niektóre rzeczy mogłem zrobić lepiej.

Na przykład co?

- W swoim artykule wytknął mi pan cztery grzechy (śmiech). Nie będę z tym polemizował, bo wy, dziennikarze, macie prawo do swoich odczuć. Inna jest rola trenerów, a jeszcze inna piłkarzy. Zdaję sobie sprawę, że końcowe miejsce Arki jest wynikiem poniżej oczekiwań.

 

Pan jest przy tym zespole rok. Wcześniej jako asystent Dariusza Dźwigały, teraz jako pierwszy szkoleniowiec. To dużo czasu na poznanie drużyny?

- Nie jest tak, że zespół coś gnębi, bo zajęliśmy 10. miejsce. W Arce spotkało się wielu nowych ludzi. Nie wszyscy dobrze zaaklimatyzowali się w tych warunkach. Wiem, że nie wszystkie transfery wypaliły. Ale takiej gwarancji nie ma w żadnym klubie na świecie. Potrzeba nam czasu i cierpliwości. Nie wyszedł nam początek sezonu, potem były lepsze momenty, no a na koniec przydarzył się nam się słaby okres.


Propozycję nowego kontraktu przyjąłby pan z czystym sumieniem?

- Trening i praca to procesy wymagające czasu. Oczywiście, można zmienić trenera i liczyć od razu na dobre wyniki. Jednak dziś sukcesy mają kluby, które stawiają na długofalowość. Liczę się z tym, że ktoś może uznać Nicińskiego za słabego trenera, niezdolnego do pracy w Arce.

 

Takich głosów nie brak na kibicowskim forum.

- Nie czytam forum ani po wygranych, ani po przegranych meczach. Wpisy po takich spotkaniach to zgoła dwa odmienne światy. Poza tym w internecie każdy może wylać swoje żale i anonimowo krytykować. Niczego nikomu nie odbieram. Kibice mają prawo do wypowiadania się. Ja z kolei koncentruję się na swojej pracy.

Nie wierzę, że arkowca z krwi i kości nie bolą - czasem ostre - komentarze kibiców Arki. Dla niektórych był pan idolem jako piłkarz, a jako trener stracił w ich oczach.

- W internecie od zawsze tak jest. Jestem na to uodporniony. Jeśli jest dobry wynik, ludzie klepią ciebie po plecach, a jeżeli go nie ma, słychać pohukiwania. Gdy wygrywam, jestem, "Nitek", gdy przegrywam, jestem Niciński. Takie ryzyko bycia trenerem.

Presja w Arce zawsze była, jest i będzie. Nawet teraz, gdy nie mieliście określonego celu.

- Bo Arka to bardzo poważny klub. I presja zawsze tutaj będzie. My, trenerzy i piłkarze, musimy się z tym oswoić. Wynik jest w Arce bardzo ważny. Jeśli nie najważniejszy.


Jaka przyszłość tego zespołu?

- Czas pokaże. Dużo w tej kwestii zależeć będzie od finansów. Bo najłatwiej mieć pieniądze i ściągać, kogo się chce. Najbliższe dni będą intensywne. Określony plan jest.

Ile potrzeba wzmocnień do pierwszej "11"?

- Wzmocnienia są potrzebne, ale nie chciałbym operować liczbami.

A może konkretne pozycje wymagają ulepszenia?

- Na pewno przydałyby się wzmocnienia. Potrzebny jest nam spokój. Mamy szkielet drużyny. Ambicje klubu i kibiców są duże. A my chcemy w przyszłości temu sprostać.

Pana zadaniem jako trenera jest wycisnąć z drużyny na maksa wszystko, co najlepsze. Dużo pan wycisnął czy jakieś rezerwy zostały?

- Na pewno zostały. Fajnie, że niektórzy piłkarze się rozwijają. Alan Fialho nagle wystrzelił i zaczął bardzo dobrze grać. To samo Nalepa, który przyszedł z III-ligowych rezerw. Szybko wskoczył do składu. Być może inny piłkarz pójdzie w jego ślady. Kręgosłup w Arce tworzyli w tym sezonie Antek Łukasiewicz, Bartek Ława, Krzysztof Sobieraj, Paweł Abbott.

Łukasz Kowalski. Piłkarz, który rozegrał w Arce 272 mecze. Dlaczego nie dał mu pan zagrać z Olimpią?

- Łukasz o tym wiedział już wcześniej. We wtorek, cztery dni przed meczem, wziąłem Łukasza na rozmowę. Powiedziałem: "To twój ostatni mecz dla Arki. Chciałbym, aby klub godnie cię pożegnał". Zdecydowałem, że nie wyjdzie w pierwszym składzie. I on zdawał sobie z tego sprawę.

Zadbałem i bardzo wspierałem pomysł klubu ze sposobem jego pożegnania. Przed samym meczem dostał upominek i paterę. Bardzo dobre zachowanie klubu. Przy dobrym scenariuszu meczu Łukasz zagrałby. A że był zły scenariusz, nie mogłem go wprowadzić. Myślę, że i tak przeżył te chwile, bo jemu to się należało. Spadła na mnie fala krytyki. Łukasz to mój przyjaciel i jako trener podjąłem taką decyzję. Sugerowałem się dobrem zespołu. 

 

Rozmawiał: Piotr Wiśniewski

 

 http://arka.gdynia.pl/images/galeria_zdjecie/big/2_2_1f3b2c5c9946f26f203ade0d5ac81f6a.jpg