Kliknij, aby wyświetlić pełną wersję strony

2013-10-18

Piotr Wiśniewski: Jaka atmosfera panuje w szatni Arki po ostatnich meczach?

Marcus da Silva: Nastroje nie mogą być dobre, skoro przegraliśmy kolejny mecz. Jest nam bardzo przykro... Żal tym większy, gdy spojrzymy na tabelę. W naszej szatni po meczu z Dolcanem Ząbki było bardzo smutno. Ale w następnych dniach trenowaliśmy i staraliśmy się o tym wszystkim zapomnieć. Jest teraz okres żałoby i kluczową rolę odegra psychika. Jak będziemy wygrywać, to porażki pójdą w zapomnienie. Wiem, że w tych trudnych chwilach nie jest łatwo trenować. Stoimy na treningu ze zwieszonymi głowami, ale dłużej to trwać nie może. Bo im bardziej się dołujemy, tym bardziej cierpi na tym psychika. Musimy myśleć pozytywnie, bo takimi czarnymi myślami tylko przyciągamy na siebie złe rzeczy.

Nie tak to miało wyglądać. Przecież jeszcze kilka tygodni temu Arka grała piłkę inną niż cała liga. I nagle wszystko się posypało.

- Po dobrym początku sezonu nigdy bym nie zakładał, że będzie tak źle. O Arce mówiło się jako kandydacie do awansu. Myślę, że jeszcze nie jest za późno. Mamy czas, aby wszystko nadrobić.

 

A może, słysząc te wszystkie ochy i achy, poczuliście się zbyt pewni? Nie zjadła was presja?

- Nie, tak nie jest. Myślę, że problem siedzi gdzieś głęboko w nas. Napastnicy zablokowali się. Najwyższa pora zacząć strzelać, bo mijają kolejne tygodnie, a my wciąż bez gola. Myślę, że to kwestia jednej bramki. Niekoniecznie mojej, Aleksandera, Michała Szuberta, Łukasza Jamroza czy Marcina Radzewicza. Może strzelić ktoś inny, byle tylko piłka w końcu wpadła do bramki. Wtedy zaczniemy wygrywać.

Do 60., 70. metra jest wszystko OK. Schody zaczynają się później. Co was blokuje pod polem karnym?

- Decyzja, czy oddać strzał, to czasami kwestia ułamku sekundy. Ale jak nie idzie, to nie idzie we wszystkim. Człowiek chce uderzyć, a to go coś blokuje wewnątrz, a to nagle przed tobą stanie obrońca. Gdy jesteś w formie psychicznej i fizycznej, to potrafisz na tyle ocenić sytuację, że wiesz, czy podawać, czy strzelać. Czasem zdecydujesz się na strzał i taka próba na przykład po rykoszecie może zakończyć się bramką.

 

Tak w poprzednim sezonie strzeliłem ze Stomilem Olsztyn. Uderzyłem z dystansu, piłka po drodze trafiła w nogę jednego z obrońców i wylądowała w siatce. Wyszedł z tego lob. W Bełchatowie wydawało się, że po moim strzale padnie w okienko, ale bramkarz jakoś wyjął piłkę. W takiej sytuacji nie ma lepszego odreagowania jak trening.

Wiele osób postawiło już na Arce krzyżyk. Mówią - ta runda i ten sezon należy spisać na straty. Co wy na to?

- Opinii jest tyle, ile ludzi. My nie musimy sugerować się wszystkimi, choć każdy ma prawo do oceny. Dla nas najważniejsze były słowa kibiców na początku sezonu, kiedy mówili, że taką Areczkę aż chce się oglądać i, że warto przychodzić na jej mecze. Pokażemy, że nie zapomnieliśmy, jak się gra. Teraz po prostu jesteśmy w dołku. Jestem przekonany, że w niedzielę trzy punkty zostaną w Gdyni.